To bardzo ważne, że nie chodzi tu o pytanie o eutanazję samą w sobie- czym jest, jak przebiega, czy to odpowiedni moment by podjąć o niej decyzję, jak się przygotować do niej i pomóc zwierzęciu spokojnie przez nią przejść.
Najważniejsza jest cena. Dlatego w okresie przedświątecznym mamy istne targowisko sztuki zabijania, kto da niższą cenę, zostanie wybrany, by usługę wykonać.Dla mnie, jako lekarza pytanie brzmiące „ile kosztuje uśpienie psa/kota?”, to jedno z najbardziej przykrych pytań, jakie słyszę. I zawsze na nie odpowiadam innym pytaniem „jakie jest wskazanie do eutanazji?”. I ani raz, na przestrzeni sześciu lat pracy nie usłyszałam, że zwierzę jest przewlekle chore, leczone, posiada historię choroby, ale stan się pogorszył, że nadeszła już pora, by się pożegnać. Nigdy. To co słyszę sprawia, że za każdym razem kawałek serca pęka:
1. „Bo jest stary”- ot tak, po prostu. Bo ma 10, 12, 16 lat. Je, pije, załatwia potrzeby fizjologiczne jak należy, chodzi, merda ogonem, dobrze się czuje, ale jest stary. A że stary, to rusza się trochę wolniej, więc jest nuda, nie da się pójść na 5 minut na „sikundę”, tylko trzeba stać na mrozie i czekać aż jaśnie pan zrobi kilka kroków. Zawsze jadł jedną karmę a teraz ma po niej zaparcia, albo, co gorsza biegunki (kij z zaparciem, jak jego boli brzuch to my tego nie widzimy, ale biegunka... ta potrafi napaskudzić w domu). Po co zmieniać karmę na odpowiednią dla seniora, skoro można psa uśpić i pozbyć się problemu? Bo nie widzi i jak się coś postawi na podłodze to w to wchodzi i depta- czy to taki problem, dostosować się do niewidomego psa i zdając sobie sprawę z jego niepełnosprawności, ułatwić mu trochę życie? Po co? Przecież można uśpić. 2. „Bo śmierdzi”- nieprzyjemny zapach to coś, co się zdarza. Może być spowodowany problemami skórnymi, kamieniem nazębnym lub nieprawidłowo przebiegającym procesem trawienia lub wieloma innymi chorobami. W większości przypadków, w 100% „uleczany”. Ale po co? Przecież można uśpić. 3. „Bo on już kilka miesięcy strasznie się męczy i myśleliśmy, że sam zdechnie, ale jakoś nie chce”- oj! Przebrzydła kreatura. Mogłaby dać ludziom spokój i po prostu umrzeć, a nie robić jakieś problemy. No i jeszcze kaszle tak, że w nocy wszystkich budzi. Tak się nie da żyć, bo wszyscy wiecznie niewyspani. Codziennie rano sprawdzają, czy aby jeszcze żyje. Jak na złość- żyje. No a święta idą, goście będą, głupio, żeby tak kaszlał przy kolacji wigilijnej bo zepsuje nastrój i zagłuszy dźwięki kolęd. Niestety, do tej pory nikt nie wpadł na to, że to „męczenie się” jest wynikiem choroby. Może da się leczyć? Tylko po co? Przecież leczenie to problem. Trzeba pojechać do weterynarza, pewnie jakieś badania porobi, pewnie każe leczyć i nie daj Boże jeździć na kontrole. 4. „Bo ma takiego wielkiego, ropiejącego guza a wnuki przyjeżdżają na święta i nie chcemy, żeby coś złapały”- jeden z moich „ulubionych” argumentów. Nie jest ważne, że zwierzę cierpi. Nie jest ważne, że je boli. Nie jest ważne to, że guza można usunąć i sprawić, żeby nie cierpiało. Ważne, że przyjeżdżają wnuki. Na ich przyjazd ma być czysto. A nie jakieś tam ropiejące guzy- fuuuj! 5. „Bo to pies mojego ojca, który zmarł, a ja nie chcę mieć zwierząt”- w takich chwilach zwyczajnie nie wiem, co mogłabym odpowiedzieć. Jest mi tak po prostu, po ludzku przykro. Nie wyobrażam sobie, będąc w takiej sytuacji, usypiać zwierzęta należące do moich rodziców. Zwierzę, które traci ukochanego opiekuna, bardzo to przeżywa- jest smutne, zdezorientowane, może popaść w depresję. Decyzja o skróceniu jego życia tylko dlatego, że „nie chcę”, zamiast otoczenia opieką, jest dla mnie niezrozumiała i nieakceptowalna. Jednocześnie, pragnę zauważyć, że zwierzę jest częścią spadku. Także, drogi potencjalny spadkobierco pamiętaj- w razie śmierci bliskiej Ci osoby, dostajesz w spadku nie tylko majątek, ale także życie, za które zmarły był odpowiedzialny. 6. „Bo urósł duży, a miał być z małych psów”- chyba nie wymaga komentarza.Jak widać, powodów, by zabić zwierzę jest całkiem sporo. A ja wypisałam tylko te, które przewijają się jako najczęstszy argument w rozmowach na temat uśpienia zwierzęcia. Właściciele (bo opiekunami ciężko ich nazwać), potrafią być bardzo kreatywni. Bywa i tak, że kota „trzeba uśpić”, bo podrapał nowe meble, albo psa, bo pogryzł drogiego buta.
Oczywiście żadna z przedstawionych wyżej sytuacji nie jest powodem do tego, by lekarz weterynarii uśpił zwierzę. Przerażające jest to, że dla wielu właścicieli, to właśnie bardzo ważny powód. Przerażające jest to, jak nadal bardzo mała jest świadomość odpowiedzialności za zwierzę od początku, do końca. To, że dla wielu „uśpienie”, jest najprostszym i jedynym wyjściem z niekomfortowej sytuacji. Niezwykle przykre jest to, że próba tłumaczenia, dlaczego to zwierzę nie kwalifikuje się do eutanazji, mówienia o możliwościach diagnostyki i/lub leczenia, spotyka się ze stwierdzeniem, że jak nie ja, to ktoś inny uśpi bez gadania. Na porządku dziennym są też zdania w stylu „Bo ja nie mam serca go utopić/zakopać, to wolę do pani”. Jak bardzo chorym trzeba być człowiekiem, żeby coś takiego w ogóle przeszło przez myśl? Patrzysz na swojego psa, z którym spędziłeś ostatnie 15 lat swojego życia i sobie myślisz „A może by tak cię utopić albo zakopać żywcem? A nie, nie mam serca, pójdę do weterynarza, będzie humanitarnie”. Wciąż jeszcze wiele czasu musi upłynąć, by ludzie nauczyli się szanować życie zwierząt i nie myśleć o sobie w kategorii „pana i władcy”, któremu wszystko wolno. I równie wiele czasu, by zrozumieli, że eutanazja (z greckiego „dobra śmierć”) to powodowane współczuciem pozbawienie życia osoby nieuleczalnie chorej (uśmiercenie chorego, skrócenie cierpień osoby długotrwale doświadczającej niemożliwego do ustąpienia bólu) i cierpiącej- (źródło: Wikipedia). Jest również nazywana „zabójstwem z litości”.
To nie jest tak, że lekarz podaje zastrzyk i jest po sprawie, wszyscy się cieszymy, bo problem został rozwiązany. To odebranie życia istocie która czuje, wiele rozumie, jest tu i teraz, żyje. Eutanazja, uśpienie (wg niektórych „uspanie”) to tylko ładne określenie zabicia zwierzęcia.
W tym roku jedna z firm produkujących karmy dla zwierząt, zrobiła świetną reklamę telewizyjną pt. „Wesołych Psiąt!”. Co w niej takiego świetnego? To, że główny bohater jest w rodzinie mimo upływu lat. Co prawda nie pochwalam i zawsze będę ganić robienie tzw. żywych prezentów- zwierząt pod choinką, ale cały zamysł reklamy jest super. My się cieszymy ze świąt, cieszy się nasz pies, wszyscy jesteśmy szczęśliwi, a na koniec lepimy ze śniegu podobiznę psa, bo jest on bardzo ważnym członkiem naszej rodziny i celebrujemy czas spędzany razem.
Marzy mi się, żeby każdy właściciel, opiekun zwierzęcia uważał czworonoga za członka rodziny, którego trzeba wychować, o którego trzeba dbać, dobrze karmić, zapewniać odpowiednią opiekę i aby decyzja o „dobrej śmierci” była podejmowana zawsze wtedy i tylko wtedy, kiedy trzeba.

1. Poznaj swoje zwierzę.
I to zdanie wcale nie jest takie głupie, na jakie wygląda. Pierwszym etapem wizyty w gabinecie weterynaryjnym zawsze jest wywiad. Poniżej kilka przykładowych pytań, jakich możesz się spodziewać z ust lekarza weterynarii.
- Jakie objawy Cię zaniepokoiły?
- Od kiedy trwają?
- Co zwierzak dostaje do jedzenia? Ile razy dziennie?
- Czy w ostatnim czasie nastąpiła zmiana apetytu lub pragnienia?
- Ile wody dziennie wypija?
- Jak często oddaje stolec, jakiej jest konsystencji i koloru?
- Jak często oddaje mocz?
- Czy i jakie leki lub suplementy przyjmuje? W jakich dawkach?
- Kiedy było ostatnie szczepienie i odrobaczenie? Kiedy ostatnia aplikacja preparatów przeciw kleszczom?
- W przypadku suczek- kiedy wystąpiła ostatnia cieczka, ile trwała. Czy przyjmuje antykoncepcję hormonalną, jeśli tak- jaką? Kiedy było ostatnie podanie? Czy przed podaniem preparatu hormonalnego, suczka została zważona przez lekarza?
Te podane wyżej to tylko ułamek tego, co zwykle słyszy właściciel. W zależności od sytuacji, wywiad zostaje poszerzony o dodatkowe pytania, na które po prostu MUSISZ znać odpowiedź.
Niedopuszczalne, choć niestety na porządku dziennym są odpowiedzi typu:
„Nie wiem, ale jest jakiś nie tego... wcześniej taki nie był.”
„Trwa to już jakiś czas.”
„Do jedzenia- karmę? Nie wiem jaką, taką zwykłą.”
„Nie wiem czy normalnie je, jak mu dam do miski to czasem zje, a czasem nie.”
„Nie wiem jaką kupę robi, bo biega po podwórku.”
„Chyba był szczepiony, ale nie pamiętam. Tabletkę na robaki też dawałem... a bo ja wiem... z kilka miesięcy temu pewnie”
„Nie wiem, czy miała cieczkę, jakieś psy obok się kręciły”
Pamiętaj, że lekarz weterynarii leczy organizm, który sam nie powie, co mu dolega. Jego oczami i uszami poza gabinetem jesteś właśnie Ty. To Ty spędzasz ze zwierzęciem najwięcej czasu, Ty je karmisz i się nim zajmujesz na co dzień. My widzimy zwierzę przez chwilę, kilkanaście minut. Ty masz z nim do czynienia przez całe jego życie.
Im więcej informacji przekażesz lekarzowi, tym lepiej i szybciej będzie on mógł zdiagnozować problem, a tym samym lepiej i skuteczniej leczyć.
Jeśli wybierasz się do lekarza weterynarii na pierwszą w życiu Twojego szczeniaka lub kociaka wizytę i nie wiesz jeszcze nic o tym zwierzaku, na pewno masz wiele pytań i wątpliwości.
Pamiętaj, że lekarz jest w gabinecie po to, by udzielić Ci porad i odpowiedzieć na wszelkie pytania, wedle swojej najlepszej wiedzy. Nie krępuj się pytać nawet, jeśli uważasz, że pytania są „głupie”. Nie ma głupich pytań. Jeżeli pytania piętrzą się w Twojej głowie i boisz się, że czegoś zapomnisz- zanotuj. To naprawdę nic złego, że listę pytań spiszesz na kartce. Jeżeli to, co mówi lekarz, wydaje Ci się niezrozumiałe- dopytaj, poproś o wyjaśnienie. Jeśli informacji jest dużo i boisz się że zapomnisz- poproś o zapisanie ich.
Na początku będziesz się spotykać z lekarzem często na zabiegi profilaktyczne. Po zakończeniu ich cyklu powinieneś wyjść z gabinetu uzbrojony w wiedzę tak, abyś kolejnym razem to Ty mógł powiedzieć lekarzowi, co jest nie tak, z Twoim pupilem.
2. Zabierz ze sobą książeczkę zdrowia zwierzęcia.
Książeczka jest bardzo niedocenianym dokumentem. Wiele zwierząt po prostu jej nie posiada, inne walają zapomniane po domowych szufladach. W książeczce zdrowia zapisujemy wszelkie zabiegi profilaktyczne, takie jak szczepienia, odrobaczenia, zabiegi przeciw ektopasożytom, a także skróconą historię chorób i leczenia. Nawet, jeśli w danej chwili nie wydaje Ci się to ważne, należy dopilnować, by lekarz zrobił wpis do książeczki- może być on pomocny przy okazji innych schorzeń czy nawrotów chorób.
Jeśli odrobaczasz zwierzę samodzielnie, wpisz ten fakt do książeczki.
Pamiętaj, że w ciągu swojego życia, Twoje zwierzę trafi najprawdopodobniej do kilku różnych lekarzy. Jeśli nie mają oni wglądu w historię leczenia, są po prostu ślepi w danej chwili. Nie wystarczy powiedzieć, że „tydzień temu inny doktor dał taki biały zastrzyk”. My musimy wiedzieć, jaki to był lek i jakie było wskazanie do jego podania. Dzięki temu możemy lepiej i bardziej efektywnie leczyć Twoje zwierzę.
Lekarz w gabinecie często jest zabiegany, w poczekalni niecierpliwią się inni pacjenci, ale proszę, zadbaj o to, by po każdej wizycie, podczas której Twoje zwierzę dostaje leki, uzyskać wpis do książeczki lub wydruk z opisem wizyty.
To naprawdę bywa bardzo pomocne w dalszym procesie leczenia. I jest na wagę złota, jeśli z jakiegoś powodu zmieniasz lekarza prowadzącego w trakcie kuracji.
3. Zadbaj o bezpieczeństwo swoje, swojego zwierzęcia oraz innych pacjentów i klientów gabinetu.
W gabinecie weterynaryjnym zwierzę jest zestresowane i może się zachować dziwnie i nieprzewidywalnie. Zadbaj o to, by pies miał dobrze założoną obrożę i zapiętą smycz, na której możesz go krótko przytrzymać. Nie spuszczaj psa ze smyczy zaraz po przekroczeniu progu poczekalni- może nieoczekiwanie zaatakować (lub zostać zaatakowany) przebywające tam zwierzę lub po prostu uciec przez niedomknięte drzwi. Jeśli Twój pies czuje się swobodnie w gabinecie, odepnij smycz dopiero po upewnieniu się, że nie wydarzy się żadna groźna sytuacja- najlepiej już w gabinecie lekarskim.
Pamiętaj też, że o ile lekarz weterynarii kocha wszystkich pacjentów i cieszy się, kiedy się go nie boją, o tyle inni klienci mogą nie być zbyt szczęśliwi, kiedy Twój 50-kilogramowy labrador radośnie skoczy na nich wymachując jęzorem przy ich twarzy. Jako opiekun zwierzęcia, musisz zrobić wszystko, by pies nie był uciążliwy dla innych klientów.
Jeśli podejrzewasz, że Twój pies może być agresywny- bezwzględnie powinien on być wprowadzony do gabinetu w kagańcu. Jeśli to duże zwierzę, z którym sobie nie radzisz, poproś o pomoc drugą osobę. Pamiętaj, że lekarz weterynarii w gabinecie jest po to, by diagnozować i leczyć, a nie poskramiać psa, którego sam się boisz.
Każdego psa, nawet tego niezwykle spokojnego, warto jest nauczyć, że kaganiec nie jest niczym złym i czasem może istnieć potrzeba założenia go. Im szybciej się do niego przyzwyczai, tym lepiej będzie znosił chodzenie w kagańcu i nie będzie to dla niego traumatyczne przeżycie.
Koty bezwzględnie powinny być przynoszone do gabinetu w zamkniętym transporterze. To zwierzęta, które z reguły źle się czują w towarzystwie innych, obcych sobie zwierząt. Poziom stresu podczas wizyt u lekarza sięga zenitu. Trzymanie przerażonego kota na rękach lub w koszyku na zakupy to niestety proszenie się o kłopoty. Kot, broniąc się i próbując uciekać może nas pogryźć lub podrapać, może zaatakować inne zwierzę lub człowieka w poczekalni. W najlepszym wypadku schowa się w jakąś dziurę pod meblami, w najgorszym ucieknie na ulicę przed gabinetem, gdzie wpadnie pod samochód. Dodatkowo, transporter zabezpiecza też samego kota na wypadek spotkania z agresywnym psem, który może przypuścić atak.
4. Nie pozwalaj psu sikać w gabinecie!
Gabinet weterynaryjny i jego otoczenie, to prawdziwa bomba zapachowa dla zwierząt. Jeśli masz psa- samca, nie pozwalaj mu sikać po ścianach czy wyposażeniu gabinetu. Jeśli Twój pies ma tendencję do znaczenia, trzymaj go krótko na smyczy, nie dopuszczając do sytuacji, gdy radośnie „podniesie nogę”.
Znaczenie terenu jest zachowaniem naturalnym, jednak, w pomieszczeniu zamkniętym, bardzo niepożądanym.
Nie pozwalasz psu sikać w swoim domu. Nie pozwalaj robić tego w gabinecie. Pamiętaj, że tu przychodzi kilkadziesiąt psów tygodniowo. Co by było, gdyby każdy podsikiwał ściany?
Jeśli już zdarzy się wypadek i Twój psiak zaznaczy jakieś miejsce w gabinecie lub poczekalni- zareaguj, posprzątaj lub poinformuj. Nie ukrywaj tego. Tu nikt nie bije i nie krzyczy za osikaną podłogę lub ścianę. Jeśli od razu poinformujesz o tym lekarza lub innego pracownika lecznicy, możemy szybko posprzątać i pozbyć się problemu.
Nie jesteśmy w stanie, po każdym pacjencie zrobić inspekcji ścian i podłóg, więc czasem nie wiemy, że gdzieś czai się niemiła niespodzianka (a czasem to nie tylko mocz, ale także „dwójeczka”).
Sądzę, że sam nie chciałbyś wdepnąć w plamę psiego moczu lub siedzieć w poczekalni patrząc na żółte zacieki na ścianie i wdychając smrodek kupy leżącej pod krzesłem. Nie dopuść do tego, by inni byli w tej niekomfortowej sytuacji.
Gabinet weterynaryjny ma służyć wszystkim. Regularnie sprzątamy i dbamy o niego, nie traktuj go proszę jak wychodka dla swojego niesfornego psa.
To właściwie tyle zasad dobrego przygotowania do wizyty. Niewiele prawda?

Jest jednak coś, co nas, lekarzy, przeraża bardziej niż agresywny pies w gabinecie, który chce wszystkich po kolei zagryźć.
To jest niemiły klient.
Nie żartuję.
Pomysł na ten wpis kiełkował powolutku przy okazji każdej, w moim odczuciu niemiłej sytuacji. Sytuacje te się nawarstwiały, aż w końcu uznałam, że to jest TEN czas. Czara goryczy się przelała.Temat kultury, zachowania się w określonych sytuacjach i interakcji z innymi ludźmi jest tabu. O tym się nie mówi. A trzeba.
Odkąd pamiętam, w głowie siedzi mi zdanie, które gdzieś usłyszałam „nie ważne, jak bardzo zły masz humor, nie musisz być niemiły dla innych”. I tego staram się trzymać każdego dnia, w każdej sytuacji. Tym bardziej w pracy, gdzie postanowiłam stworzyć miłą atmosferę dla opiekunów, samej siebie i oczywiście tych najważniejszych- czworonożnych pacjentów. Odkąd pracuję w zawodzie (teraz zaczął się szósty rok mojej samodzielnej pracy), każdą osobę, która trafi do mojego gabinetu, traktuję z należytym szacunkiem. Każdy jest tu mile widziany, każdy otrzyma pomoc, na miarę moich możliwości lub poradę, gdzie się udać, jeśli ja nie jestem w stanie sprostać zadaniu.
Zdecydowana większość moich klientów, to naprawdę wspaniali ludzie, których miło się przyjmuje z ich zwierzakami. Z takimi klientami łatwo nawiązuje się nić porozumienia i sympatii. Łatwo się z nimi rozmawia, a ich zwierzaki przyjemnie leczy. Wizyty, nawet jeśli przykre, nie są dodatkowo bardziej traumatyczne ze względu na to, że ktoś dla kogoś był niemiły. Szanujemy się nawzajem.
Niestety, w każdym koszu owoców, musi się znaleźć zgniłe jabłko. I takim zgniłym jabłkiem są niemili klienci. Poniżej, parę przykładów, zaledwie z kilku ostatnich miesięcy:
1. Około 10-ciu minut przed otwarciem gabinetu. Rozkładam krzesełka w poczekalni, gdy do drzwi dobija się starszy pan z pieskiem. Mimo, że drzwi są zamknięte na klucz, szarpie za klamkę, klnąc pod nosem. Widząc to, szybko przekręcam klucz i z szerokim uśmiechem mówię „dzień dobry”. Pan nie odwzajemnia uśmiechu, jednak rzuca na mnie lawinę wulgaryzmów, gdzieś po drodze wplatając pytanie, czy ja w ogóle zamierzam pracować, skoro drzwi zamknięte. Nadal spokojnie i nadal z uśmiechem, mimo jego zachowania tłumaczę, że jeszcze nie ma 9 i chciałam dokończyć rozkładanie krzeseł. Pan stwierdza, że jestem leniem i obibokiem (używam tych delikatniejszych określeń, gdyż oryginał do cytowania się nie nadaje) i albo pracuję albo się o...bijam i czy w takim razie łaskawie raczę obejrzeć jego psa. Uznałam, że zwierzę nie jest niczemu winne i postanowiłam zbadać pieska, próbując jakoś załagodzić sytuację, choć atmosfera nie zgęstniała z mojej winy. Niestety, pan tak uparcie tkwił w swoim przekonaniu, że ludzi trzeba zmieszać z błotem, żeby „wzięli się do pracy”, że moja cierpliwość i dobra wola się skończyła. Pan został wyproszony z gabinetu i była to pierwsza osoba, jaką kiedykolwiek stąd wyrzuciłam.
2. Inny starszy pan, bez zwierzęcia, „po zastrzyk na kaszel dla psa”. Chwila tłumaczenia, że zwierzę trzeba zbadać i zdiagnozować, by móc wydać leki, dlaczego to wszystko jest ważne. Zapraszam ze zwierzakiem. Pan wpatruje się we mnie, po czym rzuca „no, wiedziałem, że jak baba to ****owy weterynarz”. Odwraca się na pięcie i wychodzi.
3. Telefon, że trzeba zaszczepić bardzo agresywnego psa. Nikt go nie przytrzyma do badania i szczepienia, bo wszyscy domownicy się boją. Mam przyjechać i sobie sama poradzić. Po poinformowaniu właściciela, że niemożliwe jest, bym sama przytrzymała sobie pacjenta do szczepienia, że obowiązkiem właściciela jest zapewnienie bezpieczeństwa lekarzowi, sobie samemu i psu podczas takich czynności na terenie jego posesji słyszę, że skoro nie umiem sobie poradzić z psem, to ze mnie dupa nie weterynarz. Zadzwoni do kogoś, kto nie ma takich problemów.
4. „Wypisze mi pani zaświadczenie, że pies szczepiony? Bo dzieciaka sąsiadów pogryzł i mamy problemy, trzeba papier pokazać”. Tłumaczenie, dlaczego szczepienia są ważne, dlaczego w tym momencie konieczna jest obserwacja, dlaczego to nie jest papier, tylko ważny dokument. Po kilku próbach namawiania mnie na złamanie przepisów, nikłej zachęcie w postaci zapewnienia, że przy okazji kupi tabletkę na robaki i trafieniu na mur zdecydowanej odmowy z mojej strony, rozmówca rzuca „a to się w dupę pocałuj! Biurokratka j**ana”
5. Starsza pani po „odżywkę” dla starszego psa. Pytam o co konkretnie chodzi (witaminy, karma, coś na sierść?), czy zwierzakowi coś dolega. W trakcie rozmowy dowiaduję się, że piesek jest bardzo stary, schorowany, jest leczony przez innego lekarza, który ostatnio dał mu świetną karmę, która psu bardzo smakowała. Pani chce tę samą karmę, niestety nie pamięta, jaka ona była. Proponuję kontakt z lekarzem prowadzącym, przy okazji tłumacząc, dlaczego dobór odpowiedniej karmy u chorego, leczonego psa jest tak bardzo ważny. Dlaczego, dając nieodpowiednią do jego problemów karmę, mogę zaszkodzić. Pani wzbrania się rękami i nogami, o telefonie do lekarza nie chce słyszeć. Oczekuje, że dam jej karmę idealną, dla jej psa. Pytam, czy w takim razie mogę zobaczyć wyniki badań psa, by jak najlepiej dobrać karmę, odpowiedź negatywna. Mam pani po prostu uwierzyć na słowo, że wyniki są złe. A jak bardzo złe i o czym świadczą ona nie wie i ja również nie muszę. Wobec braku porozumienia, ponownie podejmuję próbę wyjaśnienia, że jeśli karma ma być elementem leczenia zwierzęcia, trzeba ją dobrać idealnie, by procesu leczenia nie zaburzyć. Oburzona pani fuka „skoro to taki problem, żeby mi pani coś sprzedała to BEZ ŁASKI”. Nie mówiąc „do widzenia”, wychodzi.
6. Telefon w godzinach porannych. Znaleziony na drodze potrącony kot, został przez pana zabrany do jego samochodu, a teraz on czeka przed moim miejscem zamieszkania, aż zejdę ratować kota. Informuję, że w domu nie mam możliwości działania i bardzo proszę o przewiezienie kota do gabinetu, w którym w ciągu 10 min będę. Pan nie przyjmuje do wiadomości, żąda, bym natychmiast wyszła, bo kot cierpi. Proszę o spokój i ponownie informuję, że za kilka minut będę w gabinecie, a tam mam sprzęt i leki, niezbędne do ratowania życia. W odpowiedzi słyszę „**uj z tobą! Zwierzę cierpi i nie ma kto go ratować. K**wa nie weterynarz!”. Po czym rozłącza się.
7.Telefon o godzinie 1.30 w nocy. Kot się czymś zadławił, dusi się, potrzebna pomoc. Informuję, w jakim czasie mogę być w gabinecie. Pani gorąco dziękuje i mówi, że będzie za 20- 30 min, bo musi dojechać. W gabinecie zjawiam się dużo szybciej, niż przypuszczałam. Szykuję wszystko, co może być niezbędne do ratowania życia. Czekam. Mija 20 minut, 30... 40... 50... godzina. Po tym czasie oddzwaniam do pani, która wzywała mnie na pomoc. Odbiera wyraźnie zaspana. Przedstawiam się więc, mówię, że byłyśmy umówione, informuję, że czekam, na co pada odpowiedź „nie przyjechałam, bo zdechł po drodze, a pani to by się mogła ogarnąć i nie wydzwaniać do ludzi po nocach! Żegnam!”.
Powyższe historie są autentyczne. Każda z nich zdarzyła się w moim gabinecie i z moim udziałem. Wybrałam te najbardziej „soczyste”, które utkwiły w pamięci i w pewien sposób zabolały jakoś tak bardziej. Niestety, takie sytuacje zdarzają się niezwykle często. Statystycznie na 10 dobrych, przypada jeden zły. To bardzo zła i niechlubna statystyka. O ile jestem w stanie zrozumieć zły humor, rozżalenie, zdenerwowanie, rozczarowanie, o tyle nigdy nie zrozumiem wylewania frustracji na innych, obrażania ich i traktowania jak kogoś gorszego.
Nie wiem, jak pomóc zwierzęciu, którego nie widziałam na oczy, a jego właściciel myli świerzb ze świądem i odwrotnie.
Nie wiem, jaką karmę dobrać, jeśli nie znam preferencji zwierzęcia, jego przypadłości i procesu leczenia.
Nie wiem, jak wyleczyć gatunek, na którym się nie znam.
Nie wiem, jak uratować zwierzę, przy pomocy artykułów gospodarstwa domowego.
Nie wiem, że zwierzę nie zdążyło dojechać do gabinetu.
Nie jestem wróżką. Nie wyciągnę szklanej kuli, ani nie rozsypię fusów, by to wszystko wiedzieć. Jestem lekarzem.Wiem, jak wyleczyć pacjenta, którego zbadałam i zdiagnozowałam (a jeśli tego nie wiem, umiem pokierować dalej).
Wiem, jaką karmę zalecić, kiedy znam historię leczenia zwierzęcia i kiedy właściciel ze mną porozmawia mówiąc coś więcej niż „nie wiem”.
Wiem, jak ratować życie, przy użyciu odpowiedniej aparatury oraz leków.
Wiem, że wydawanie leków „na oko” szkodzi zarówno tym „leczonym” zwierzętom, jak i ludziom (np. wytwarzanie lekooporności przy nieprawidłowym leczeniu).
Wiem też, że jeśli się z kimś umawiam (tym bardziej w środku nocy), to tej umowy dotrzymuję. Jestem na miejscu, gotowa do działania i czekam, bo szanuję swojego rozmówcę. I tego samego szacunku oczekuję względem siebie.
Czasem jedna niemiła osoba czy sytuacja potrafi popsuć całą radość z wykonywanej pracy. Niestety, ktoś kto wyżywa się na innych, nie zwraca uwagi na ich uczucia. A szkoda. Być może ja jestem jedyną osobą, na którą on/ona wyleje dziś swoje frustracje- ot źle trafiłam, ale on/ona, nie jest jedyną osobą, od której ja odbieram falę żółci dzisiejszego dnia.Piszę o tym wszystkim z jednej- własnej perspektywy. Perspektywy osoby, która wybrała niezwykle trudny, wymagający, ale też piękny i satysfakcjonujący zawód. Być może odbieram bardzo osobiście te wszystkie wulgaryzmy i określenia typu „konował”, bo sama najlepiej wiem, ile serca wkładam w opiekę nad pacjentami. Niejednokrotnie, to mnie zależy bardziej niż właścicielowi.
Ale takie sytuacje zdarzają się wszędzie- w sklepach, w urzędach, w komunikacji miejskiej, na ulicy, a ich odbiorcą może być każdy.
Choć to nie do końca „weterynaryjne”, jest bardzo ważne- szanujmy siebie nawzajem i bądźmy dla siebie po prostu mili. Nie musimy się kochać ani przyjaźnić, ale nie psujmy sobie nawzajem dnia.Z tego miejsca pragnę serdecznie pozdrowić wszystkich wspaniałych opiekunów moich pacjentów. Ci, z opisanych wyżej historii, zwykle nawet nie dochodzą do etapu założenia karty pacjenta. Jeśli więc figurujecie w borsukowej kartotece, brawo dla Was. Jesteście tymi pięknymi, zdrowymi jabłkami w koszyku :)

To wszystko jest wspaniałe i tylko dowodzi, jak wielkim wydarzeniem i cudem jest ciąża oraz urodzenie dziecka.
A teraz wyobraźcie sobie taką sytuację- kobieta, powiedzmy około 30-35 lat, dzwoni do lekarza i mówi:
„Chyba jestem w ciąży. Nie wiem, nie jestem pewna. Nie wiem, kiedy miałam ostatnią miesiączkę. Nie wiem, kiedy współżyłam. Czy się zabezpieczam? Nie wiem, może kilka razy tak, ale to ze 3 lata temu było. Wydaje mi się, że mogę być w ciąży, bo bardzo mi urósł brzuch. Jak pan myśli, co to może być?”
„Wydaje mi się, że termin porodu miałam jakiś miesiąc temu, ale do tej pory nic się jeszcze nie stało, to ile mogę jeszcze poczekać?”
„W poniedziałek rano zaczęły mi się skurcze porodowe, odeszły mi wody, potem przez 3 dni nic się nie działo, dziecka dalej nie ma, ale dzisiaj zaczęłam wymiotować. Co mogę wziąć w domu, żeby przestać wymiotować? To ja się jeszcze trochę poobserwuję.”
„Jestem w ciąży bliźniaczej. 2 dni temu urodziłam pierwsze dziecko, potem długo miałam skurcze i bardzo się męczyłam, ale drugiego dziecka nadal nie ma, no i nie wiem, czy mam się martwić, czy nie? Kiedy je w końcu urodzę? Bo troszkę się zaczynam martwić.”
„Tydzień termu urodziłam, potem bardzo gorączkowałam, przez cały tydzień miałam ponad 40 stopni gorączki, bardzo mnie boli brzuch, cały czas krwawię, ale myślałam, że przejdzie. A teraz nie mogę się podnieść z łóżka i mam drgawki, czy to coś poważnego?”
„Rodzę już 5-ty dzień i strasznie osłabłam. To coś groźnego? Mam już trójkę dzieci i z tamtymi nie było problemu, urodziłam w kilka godzin.”
Niewyobrażalne? Niemożliwe? Okropne i drastyczne? Tak, z pewnością. Niestety jest to przykra codzienność lekarzy weterynarii. My przynajmniej kilka razy w tygodniu odbieramy takie telefony dotyczące „ukochanej” kocicy czy suczki. I uwierzcie mi, że podane powyżej przykłady są tymi najbardziej delikatnymi.Coś, czego w przypadku człowieka, nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, w przypadku zwierzęcia przychodzi nam bardzo lekko.
Dlaczego tak się dzieje?
Osobiście nie jestem w stanie tego zrozumieć. Zawsze mi się wydawało, że jeśli planujemy ciążę- czy to swoją, czy naszego pupila, staramy się o niej dowiedzieć jak najwięcej. Poczytać, zapytać fachowca. Tymczasem, 99% właścicieli ciężarnych samic, nie ma pojęcia o zwykłej fizjologii zwierzęcej ciąży oraz porodu. Nie zna zależności pomiędzy rują, kopulacją, a ciążą. Nie wie, że w przypadku psa czy kota, również możemy mieć do czynienia z nieprawidłową lub zagrożoną ciążą. Że ciężarna samica, powinna mieć wykonane badanie USG- w trakcie ciąży przynajmniej dwukrotnie, a czasem nawet RTG w celu określenia ilości płodów. Nie wie, jak długo powinien trwać poród, jakie są sygnały, że coś dzieje się źle, ani, jak pomóc suczce lub kocicy w tej trudnej chwili. Nie wie, że po porodzie powinno zostać przeprowadzone badanie ginekologiczno- położnicze samicy oraz badanie wszystkich szczeniąt/ kociąt (tak, takie samo, jak w przypadku ludzkich noworodków, kiedy to maluchy dostają odpowiednią ilość punktów w skali Apgar).Dlatego też apeluję- jeśli masz suczkę lub kocicę, dla której planujesz ciążę- zadbaj o nią. Opieka nad ciążą nie kończy się na dopuszczeniu do niej samca!
Ta opieka powinna się właściwie zacząć dużo wcześniej. Przyjdź do lekarza weterynarii, zapytaj, jak to wszystko powinno wyglądać. Jeśli nie pamiętasz takich rzeczy- zapisuj, datę wystąpienia rui, czas jej trwania, datę lub daty kopulacji. To są bardzo ważne informacje, tym bardziej, że ciąża u psa i kota trwa w przybliżeniu 2 miesiące, więc każdy tydzień, to ogrom czasu dla rozwoju ciąży.Przede wszystkim zapewnij suczce/ kocicy opiekę lekarską przez cały okres ciąży, a nie dopiero wtedy, kiedy biedna rodzi już kilka dni.
Zdaje się, że bardzo często zapominamy, że zwierzę jest żywym organizmem, funkcjonującym w bardzo podobny sposób jak człowiek. Ciąża jest równie obciążająca i wyniszczająca dla organizmu, co ciąża człowieka. Poród bywa równie bolesny. A trzeba mieć na uwadze, że zwierzęta zwykle rodzą większą ilość potomstwa niż ludzie. Tak więc ból jest w tym wypadku zwielokrotniony. Tak samo, jak my denerwujemy się na myśl o komplikacjach porodowych, powinniśmy drżeć nad losem rodzącej suczki czy kocicy.
Pamiętaj, że zwierzę samo nie poprosi o pomoc. Że świetnie maskuje swój ból. Dla niej, jesteś jedyną deską ratunku, kiedy poród zamienia się w wielogodzinną agonię.
Niestety to, o czym piszę, jest przykrą codziennością, smutną normą w naszych gabinetach. Zamiast pomagać urodzić, walczymy o życie suczki lub kocicy, ponieważ po kilku dniach porodu, samice trafiają do nas w stanie zagrożenia życia.
Tak nie musi być. Wystarczy tylko, że zaczniesz się niepokoić o jej los w dniu, kiedy podejmiesz decyzję, że zostanie ona matką i ani chwili później.
Tak więc wracając do pytania z początku- czy zwierzęta mogą rodzić „po ludzku”?
Mogą!
Ty decydujesz!
Zdjęcie pochodzi ze strony:
http://capturedbycarrie.com/blog/
Parwowiroza to choroba wirusowa, wysoce zakaźna, cechująca się dużą (ok. 40%) śmiertelnością.
Zwykło się mówić, że jest to choroba szczeniąt jednak nic bardziej mylnego- na parwowirozę może zachorować pies w każdym wieku. Wystarczą tylko sprzyjające wirusowi warunki i tragedia gotowa.
Do zarażenia wirusem dochodzi na skutek kontaktu psa z wydzielinami (ślina) lub wydalinami chorego zwierzęcia (kał, mocz, wymiociny). Powiecie „mój pies nie zjada kup, nie zarazi się” i niestety tu możecie się bardzo sparzyć. Wirus jest bardzo odporny na warunki środowiskowe i może przeżyć poza organizmem psa nawet kilka miesięcy! Oznacza to, że np. spacerując w miejscu, w którym kilka miesięcy wcześniej załatwił się chory pies, nasz psiak może się zarazić tą groźną chorobą. Wirusa możemy także przynieść do domu „na butach”.
Ze względu na to, że zwykle chore zwierzęta nie są w żaden sposób izolowane od środowiska, jest ono skażone wirusem. To, czy nasz pies zachoruje czy też nie, zależy głównie od jego wieku, stanu zdrowia, odporności „własnej” organizmu, a także od tego, czy jest zabezpieczany szczepieniami.
Najbardziej narażone na zarażenie są szczenięta, które nie odbyły profilaktycznych szczepień oraz stare psy z obniżoną odpornością. Od zarażenia do pojawienia się pierwszych objawów mija 7- 14 dni.
Do najczęstszych objawów parwowirozy zaliczamy: posmutnienie, brak apetytu, wymioty, wodnistą, cuchnącą biegunkę (nierzadko krwistą), gorączkę, bolesny, podkasany brzuch, odwodnienie i zaburzenia elektrolitowe; na skutek silnego odwodnienia może dojść do wstrząsu, a w konsekwencji zgonu zwierzęcia
Istnieje także postać sercowa tego schorzenia, kiedy wirus atakuje komórki serca. Zazwyczaj zdarza się to u bardzo młodych szczeniąt a przebieg jest bardzo gwałtowny i kończy się zgonem zwierzaka.
Leczenie parwowirozy polega przede wszystkim na intensywnej płynoterapii (kroplówki), która wyrównuje straty płynów i elektrolitów spowodowane wymiotami i biegunką, a także na podawaniu antybiotyków, leków przeciwgorączkowych i przeciwwymiotnych. Dodatkowo, warto podawać surowicę odpornościową- gotowe przeciwciała, które mają za zadanie walczyć z wirusem. W trakcie leczenia stosujemy także bezwzględną głodówkę.
Długość terapii jest różna w każdym przypadku- czasem jest to tydzień, czasem nawet kilka tygodniu. Kwota leczenia to co najmniej kilkaset złotych.
Jak zapobiegać?
SZCZEPIĆ!
Dobrze opracowany program profilaktyki zdrowotnej oraz regularnie powtarzane szczepienia są jedyną metodą ochrony naszego psa przed zarażeniem.
Niestety, szczepienia przeciw chorobom innym niż wścieklizna (coroczne szczepienie przeciw wściekliźnie jest wymagane zapisem Ustawy o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt) są często niedoceniane i niepraktykowane przez właścicieli, na zasadzie „jeśli nie muszę, to tego nie robię”. A to niestety zwykle kończy się niemiłą niespodzianką.
Dodatkowo, jeśli mamy szczeniaka, który dopiero zaczął swoją przygodę ze szczepieniami, a więc nie ma jeszcze odpowiedniego poziomu przeciwciał we krwi, musimy dopilnować, aby nie miał kontaktu z innymi psami oraz ich odchodami. Dopiero po pełnym komplecie szczepień, zwierzę jest odporne na zarażenie się wirusem.
Wirusy mutują, zdarza się, że zachorowaniu ulegają zwierzęta wcześniej zaszczepione, jednak są to sporadyczne przypadki.
Żaden domowy sposób nie wyleczy psa z parwowirozy, zwierzę chore potrzebuje natychmiastowej, fachowej pomocy lekarza weterynarii.
Pamiętajmy też, że jeśli nasz pies zachorował na parwowirozę, wydala on do środowiska wiriony, które są źródłem zarażenia dla innych zwierząt. Jeśli nie chcemy „powtórki z rozrywki”, nie powinniśmy wprowadzać do domu/ na podwórko żadnych innych zwierząt przez okres minimum 6 miesięcy. Wszystkie miejsca, które można umyć i zdezynfekować, należy potraktować środkami wirusobójczymi (dostępne w gabinetach weterynaryjnych).
Na niektóre szczepy wirusa parwowirozy wrażliwe są też koty- pamiętajmy o tym, by w razie choroby w domowym stadzie, izolować zwierzęta od siebie. A przede wszystkim, zawczasu zapewnić im odpowiednią profilaktykę.
Lepiej zapobiegać niż leczyć!

Zdrowe zęby są wizytówką nie tylko każdego człowieka, ale także naszych czworonogów.
Około 80% dorosłych psów cierpi z powodu chorób jamy ustnej.
Problem niezwykle częsty, ale także bardzo często bagatelizowany przez właścicieli zwierząt.
Choroby jamy ustnej objawiają się przede wszystkim:
- nieprzyjemnym zapachem z pyska
- niechęcią do spożywania twardszych pokarmów i do gryzienia
- zaczerwienieniem i krwawieniem dziąseł
- obfitym ślinieniem
- czasem ropnym wypływem z nosa
- w skrajnych przypadkach nawet wypchnięciem gałki ocznej „do przodu”
Przyczyną problemów stomatologicznych psów, jest zwykle kamień nazębny.
Na początku, na zębach odkłada się płytka nazębna- miękka „błonka” zbudowana ze składników zawartych w ślinie. Płytka jest świetną pożywką dla bakterii, które bardzo szybko ją zasiedlają. Jeśli na tym etapie nie zadbamy o jej usunięcie (umycie zębów), pod wpływem soli mineralnych zawartych w ślinie, dochodzi do jej twardnienia i tak powstaje kamień nazębny.

Kamień początkowo pokrywa tylko koronę zęba, z czasem wpycha się pod dziąsło, powodując tam stan zapalny, a tym samym ból. Następnie, może doprowadzić do obsunięcia się dziąseł oraz poluzowania zębów. Ruszające się zęby, bolą BARDZO.
Choroby jamy ustnej nie ograniczają się tylko do niej. Długo trwający proces chorobowy może doprowadzić do problemów z takimi narządami jak wątroba, nerki, a nawet serce!!!
Rozwojowi problemów stomatologicznych sprzyjają: brak odpowiedniej higieny jamy ustnej, nieprawidłowa dieta (wyłącznie karmy mokre, pokarmy gotowane), ale także predyspozycje genetyczne (nieprawidłowy zgryz, skład śliny).
Niektóre rasy psów mają większą skłonność, do odkładania kamienia, niż inne. Do pechowców w tej dziedzinie zaliczamy: yorki, shih-tzu, pekińczyki, maltańczyki oraz jamniki. Nie oznacza to jednak, że inne psy nie mają z tym problemu.
W przypadku, gdy kamień nazębny jest już uformowany, nie ma możliwości usunięcia go domowymi sposobami. Trzeba się udać do lekarza weterynarii na zabieg sanacji jamy ustnej, podczas którego, kamień jest ściągany zarówno z koron, jak i części schowanej w dziąśle, następnie zęby są czyszczone, polerowane i zabezpieczane przed ponownym wnikaniem bakterii.
Niestety, duża część pacjentów trafiających na taki zabieg, to zwierzęta z przewlekłym procesem chorobowym. Często zęby i dziąsła są w tak złym stanie, że nie da się ich uratować, a jedynym ratunkiem dla zwierzaka w tym momencie, jest usunięcie zębów.
Szczerbate zwierzęta radzą sobie niezwykle dobrze z jedzeniem, jednak nam zależy na tym, by pacjenci mieli kompletne uzębienie. Jak więc zapobiegać?
1. Mycie zębów!
Choć może się to wydawać dziwnym wymysłem, to tak naprawdę najprostszy i najbardziej skuteczny sposób zapobiegania odkładaniu się kamienia nazębnego. Najlepiej jest uczyć zwierzaka od najmłodszych lat, kiedy wszystko może stać się zabawą. Do mycia psich i kocich zębów używamy szczoteczek lub czyścików przeznaczonych dla zwierząt oraz specjalnych past do zębów. NIE WOLNO używać past przeznaczonych dla ludzi. Te, dedykowane zwierzętom, nie zawierają toksycznego dla niech fluoru, a poza tym, mają odlotowe smaki (np. wołowiny lub kurczaka). Niestety, fakty pokazują, że koty są dość oporne w kwestii czyszczenia zębów, ale spróbować zawsze warto :)
2. Gryzaki stomatologiczne.
Gryzaki w sposób mechaniczny ścierają płytkę nazębną. Sposób działa nieco gorzej niż codzienne szczotkowanie zębów, ale w znacznym stopniu może ograniczyć odkładanie płytki. Gryzaki stomatologiczne występują w wielu formach- są takie, które można żuć i ostatecznie zjeść oraz w formie gumowych zabawek, które dzięki specjalnym wypustkom czyszczą zęby podczas zabawy.
3. Sucha karma.
Kawałeczki karmy (o ile są rozgryzane przez zwierzaka) mechanicznie ścierają płytkę nazębną. Jeśli więc Wasz podopieczny je tylko to, co miękkie i wilgotne, warto dołączyć do jego diety suchą karmę.
4. Preparaty do higieny jamy ustnej.
Wśród nich znajdują się żele nakładane na zęby i dziąsła, płyny, które wlewamy do wody do picia, pasty działające bez szczotkowania oraz spray'e doustne.

5. Regularne wizyty u lekarza weterynarii.
Warto jest, dwa razy do roku udać się ze zwierzakiem na przegląd uzębienia. Można wtedy szybko wychwycić początek choroby.
Wszystkie wymienione wyżej sposoby profilaktyki najlepiej działają RAZEM. Stosowane pojedynczo, mają dużo mniejszą moc.
U kotów występują choroby objawiające się zapaleniem dziąseł bez towarzyszącego im kamienia nazębnego. Niektóre z nich wymagają usunięcia wszystkich zębów. Dlatego, nawet, jeśli nie widzimy osadu na zębach, a oddech kota nie zabija, również warto co jakiś czas, zrobić przegląd jamy ustnej.
Pamiętajmy, że lepiej zapobiegać niż leczyć, więc już dziś zabierz swojego psa lub kota do lekarza i zadbaj o jego piękny, zdrowy uśmiech.
Czyli kilka słów o tym, dlaczego po rozmowie z niektórymi osobami mieniącymi się hodowcami, powinniśmy uciekać z krzykiem, zamiast kupować od nich zwierzę.
Poniżej kilka przykładów najczęściej głoszonych "prawd objawionych", które z prawdą nie mają absolutnie nic wspólnego.

1. Nie ma rodowodu, bo był ostatni z miotu. Mamy pieski z rodowodem i bez rodowodu, te z rodowodem kosztują 1500zł, te bez niego 1000zł. Rodowód doślemy pocztą. Jeśli bardzo państwo chcą, to za dopłatą 100zł wyrobimy rodowód.
Od wielu lat każde szczenię, urodzone w hodowli zarejestrowanej w Związku Kynologicznym w Polsce, dostaje metrykę (na podstawie metryki jest wydawany rodowód). Nie ma to znaczenia, czy urodziło się jako pierwsze, trzecie, czy dwunaste. Jeśli hodowla ma rejestrację, zwierzak ma metrykę. Jest to dokument przynależny do niego, określający pochodzenie zwierzaka (do kilku pokoleń wstecz), otrzymujemy go razem ze szczeniakiem- czy tego chcemy, czy nie. I bez względu na to, czy kupujemy pieska, z którym zamierzamy uczestniczyć w wystawach, czy typowego kanapowca.
2. Ma 4 tygodnie, jest do odebrania JUŻ.
Czterotygodniowe szczenię czy kocię jest bardzo wdzięczne do wydania. Jest maleńkie. Ledwo stoi na łapkach, czasem się przewróci. Jest uosobieniem słodyczy. Każdy je kocha.
Problem polega na tym, że jest to zwierzę kompletnie nieprzystosowane do życia bez matki. Jest niezsocjalizowane, przerażone. Nadal ssie matczyne sutki. Poza tym, jest za młode na szczepienie, a więc wydawane bez jakiekolwiek odporności = podatne na choroby. A te bardzo szybko zajmują drobne ciałko zwierzątka, które zostało narażone na stres związany ze zmianą domu.
3. Nie ma książeczki zdrowia, ale był odrobaczany i szczepiony.
Jeśli były wykonywane jakiekolwiek zabiegi profilaktyczne, MUSI to być udokumentowane w książeczce zdrowia zwierzęcia. Jeśli dane zwierzę nie posiada książeczki zdrowia (lub ją ma, ale nie doszukasz się tam ani jednej pieczątki lekarza weterynarii), wiedz, że "hodowca" Cię oszukuje.
4. Nie ma robaków.
Ma. Każde zwierzę je ma. Do pierwszego zarażenia pasożytami wewnętrznymi, dochodzi już wewnątrz macicy matki. Dlatego pierwsze odrobaczenie, powinno mieć miejsce już w drugim tygodniu życia szczeniąt.
5. Trzeba NATYCHMIAST zaszczepić, bo inaczej umrze na parvowirozę albo nosówkę.
Zwierzę, które nie zostało zaszczepione przebywając w hodowli, NIE MOŻE być zaszczepione godzinę po jego kupnie. Zmiana otoczenia, odłączenie od matki i rodzeństwa to czas wielkiego stresu dla szczenięcia. Zanim je zaszczepimy, należy dać mu czas na zaaklimatyzowanie się w naszym domu, poznanie nas i otoczenia.
Niestety, proceder wydawania nieszczepionych zwierząt jest paskudną codziennością.Przykrą sprawą jest to, że zdecydowana większość "hodowców", doskonale zdaje sobie sprawę, z wątpliwego stanu zdrowia sprzedawanych przez nich zwierząt, a natychmiastowe szczepienie ma za zadanie przerzucić winę za chorobę na nowego właściciela lub lekarza weterynarii. Oczywiście chore zwierzę nie może być zaszczepione, możesz więc być pewien, że kiedy zadzwonisz ze złą wiadomością do "hodowcy" usłyszysz, że powinieneś zmienić lekarza weterynarii na takiego, który "nie robi problemów".
6. Nie wolno szczepić przeciwko wściekliźnie przed ukończeniem roku bo: nie urośnie/ głowa mu nie urośnie/ nie wymieni zębów/ małych ras się nie szczepi/ dostanie alergii.
Nikt nie wie skąd wzięło się to przekonanie. Przypominam jedynie, że w Polsce szczepienie psów przeciwko wściekliźnie jest OBOWIĄZKIEM, który powstaje w dniu ukończenia przez zwierzaka 12 tygodni życia (3 miesiące). Zapewniam także, że każda rasa jest objęta tym obowiązkiem i nie ma od niego najmniejszych ustępstw. Szczepienie nie wpływa także na procesy wzrostu i dojrzewania, wymianę zębów oraz stawanie uszu.
7. Ta rasa ma włosy a nie sierść, nie uczula.
Jest kilka ras (ostatnio coraz więcej), które namiętnie uznawane są za te, które posiadają włosy. Poniekąd jest to prawda, gdyż sierść jest rodzajem włosa, wyrastającym na zwierzęciu. Nie ma jednak rozgraniczenia włos- sierść. Nie istnieją psy posiadające włosy. Są psy, które mają sierść długą, delikatną, cienką, w dotyku i wyglądzie przypominającą niemal ludzkie włosy, jednak nadal jest to sierść. Nie włos. I niestety, ale nie ma ona właściwości hypoalergicznych.
Jeśli więc szykujesz się do kupna zwierzaka swojemu uczulonemu na sierść dziecku, wiedz, że york czy maltańczyk może wywołać u niego silną reakcję, bo MA SIERŚĆ.
8. Jest taki maleńki i nie ma zębów, bo dostaje specjalną karmę na "nierośnięcie" dla małych piesków.
Bzdura. Bzdura. Bzdura. Nie istnieje nic takiego jak karma hamująca wzrost. Wzrost organizmu to fizjologia, jeśli wszystko gra w układzie hormonalnym oraz żywieniu, organizm rośnie. Jeśli więc słyszysz coś takiego, wiedz, że "hodowca" próbuje Cię oszukać. Najprawdopodobniej zwierzę jest dużo młodsze, niż on zapewnia. Nie ma zębów, ponieważ jest nieprzystosowane do jedzenia stałego pokarmu. A podanie pokarmu w formie stałej, spowoduje u niego poważne problemy żołądkowo- jelitowe, niejednokrotnie prowadzące do bardzo bolesnej śmierci.
9. Szczeniaki wymiotują z tęsknoty.
Wymioty zawsze oznaczają coś złego. W przypadku szczeniąt, bardzo złego. Pies nie wymiotuje z tęsknoty. Wymiotuje, bo jest chory.
10. Karmy gotowe to największe zło, najlepiej karmić kaszą gotowaną na mleku.
Pies nie jest zwierzęciem przystosowanym do jedzenia kaszy i mleka. Kasza (i kości) to najgorsze, co możesz dać swojemu zwierzęciu. Mleko natomiast, nie jest przez nie przyswajane. Jeśli więc "hodowca" namawia do takiego sposobu żywienia wiedz, że niebawem będziesz miał zwierzę cierpiące na różne choroby będące wynikiem niedoborów składników pokarmowych (od biegunki, przez krzywicę do niewydolności nerek).
Na rynku jest całe mnóstwo karm gotowych, dobrej jakości, które zapewniają zwierzęciu dostęp do wszystkich niezbędnych składników pokarmowych. Odpowiednio dobrana karma jest źródłem witamin i minerałów, które wspomagają zdrowy rozwój i wzrost organizmu (nie, kasza i mleka tych witamin i minerałów nie mają).
11. To taki labrador/ doberman/ owczarek niemiecki z tych takich mniejszych. Bo są mniejsze i większe.
Nie ma. Rasa jest rasą. Zawsze należy dobrze zapoznać się z cechami danej rasy, by wiedzieć, jakie zwierzę kupujemy. Jeśli więc widzisz półrocznego "labradora" sięgającego Ci do połowy łydki wiedz, że zostałeś oszukany.
12. Te pieski z natury tak charczą, chrapią i nie mogą oddychać i nie da się z tym nic zrobić.
Da się. Charczenie, chrapanie, duszenie się, zbyt małe otwory nosowe, nieprawidłowo wykształcone komory nosa i tchawice, to wszystko sprawa genetyki. Zwierzęta z wadami wpływającymi na komfort ich życia (a utrudnione oddychanie ten komfort znacząco zmniejsza), są wykluczone z rozrodu i nie powinny mieć potomstwa. Jeśli natomiast jesteśmy już w posiadaniu takiego charczącego zwierzaka, musimy wiedzieć o tym, że często da się mu pomóc za pomocą zabiegu operacyjnego.
13. Mamy szczeniaków nie pokażę, bo śpi/ jest agresywna/ zabrał ją mój szwagier do siebie na wakacje.
Kolejna bzdura. Jeśli ktoś oferuje zwierzę na sprzedaż, Ty masz prawo obejrzeć jego rodziców. A może właśnie matka ma dysplazję stawów biodrowych (przekazywaną genetycznie), może ma problem z oddychaniem, a może nie żyje, bo nie wytrzymała kilkudniowego porodu, w którym nieudolnie "pomagał" "hodowca"?
14. W przypadku niepokojących objawów: biegunka, wymioty, katar, kaszel, bóle brzucha, należy skontaktować się z hodowcą, nigdy z weterynarzem.
Niestety, bardzo często do gabinetów weterynaryjnych trafiają zwierzęta w stanie agonalnym, które były "leczone" według zaleceń "hodowcy". Pamiętajmy, że jeśli "hodowca" nie jest lekarzem weterynarii, nie posiada on najmniejszych kompetencji do diagnozowania i leczenia problemu. A bagatelizowanie np. biegunki i podawanie substancji z domowej apteczki, może skończyć się dla szczenięcia tragicznie. Każdy objaw choroby powinien być alarmujący dla właściciela i z tym należy udać się, przede wszystkim, do lekarza weterynarii. "Hodowca", który boi się jak ognia wizyty w gabinecie weterynaryjnym lub uważa, że nie warto jest tam pójść, z pewnością ma coś do ukrycia.
To tylko niektóre, choć najczęściej spotykane mądrości "hodowców". Jeśli spotkacie się Państwo z którymkolwiek z nich, powinniście jak najszybciej uciec i zapomnieć o "hodowli", w której miało to miejsce.
Pamiętajmy o tym, że Hodowca przez wielkie H zna fizjologię zwierząt, zna ich potrzeby żywieniowe, dba o profilaktykę zdrowotną od pierwszych dni ich życia. Nigdy nie wyda zwierzęcia bez rodowodu i książeczki zdrowia, w której widnieje kilkukrotne odrobaczenie i przynajmniej jedno szczepienie. Nigdy nie zaleci karmienia resztkami ze stołu, nigdy nie będzie przekonywał, że "ta rasa tak ma". Jego szczenięta są piękne, zadbane, nie załatwiają się na starych szmatach rzuconych w kąt pokoju, nie jedzą kaszy na mleku lub kości. Taki hodowca zachęca do profilaktycznych wizyt u lekarza i informuje o obowiązkowych terminach szczepień. Nie boi się wizyt w gabinecie weterynaryjnym. Jego podopieczni to także jego pasja i miłość, nie tylko chęć zarobienia na kolejnym miocie.
Pamiętajmy również o tym, że zwierzę, nawet nie wykazujące objawów choroby, w pierwszej kolejności powinno trafić do lekarza weterynarii na badanie.
Jako lekarz weterynarii, bardzo często w swojej praktyce spotykam się ze stwierdzeniem "drogo" lub pytaniem "za co?". W internecie roi się od niepochlebnych komentarzy na temat lekarzy weterynarii, którzy "za obejrzenie psa kasują…".
Czy aby na pewno tak jest? Czy wysoki rachunek = brak empatii do zwierząt i chęć wyciśnięcia z opiekuna ostatnich groszy?
Postaram się nieco przybliżyć to, kim jesteśmy, jak wygląda nasza praca oraz za co, jako Opiekunowie zwierząt, płacicie Państwo w lecznicach weterynaryjnych.Lekarz weterynarii to osoba, która ukończyła 5,5- letnie studia (w przypadku lekarzy specjalistów, czas nauki "podstawowej" wydłuża się o kilka lat). Jeśli nie posiada specjalizacji, jest takim odpowiednikiem lekarza ogólnego. Posiada wiedzę z zakresu pięciu gatunków zwierząt: psa, kota, świni, krowy i konia (jest to podstawa, jaką każdy lekarz weterynarii posiada po studiach. Coraz większe zamiłowanie do posiadania zwierząt egzotycznych, wymaga od nas wiedzy także na ich temat. A tu, gatunki można mnożyć w nieskończoność).
A także takich dziedzin medycyny jak np.: anatomia, fizjologia, interna, stomatologia, dermatologia, okulistyka, kardiologia, gastrologia, endokrynologia, ginekologia, chirurgia, ortopedia.
To osoba, która po to, by być dobrym lekarzem, stale musi uczestniczyć w konferencjach, warsztatach, sympozjach. Stale się uczyć, pogłębiać wiedzę, rozwijać umiejętności manualne, wiedzieć o najnowszych lekach. To tyle, jeśli chodzi o taki bardzo suchy wymiar tego, kim jest lekarz weterynarii.
Dlaczego wizyty w gabinecie są "drogie"?
1. Lekarz weterynarii ma wiedzę.
To pierwszy i niepodważalny argument. Pamiętaj, że przychodząc do lekarza weterynarii, nie płacisz za "popatrzenie", "dotknięcie", "zastrzyk". Płacisz za przeprowadzone badanie. Za to, że lekarz, podczas dotykania zwierzęcia omaca jego węzły chłonne, gardło, uszy, brzuch. Zbada stan oczu i uszu. Osłucha oskrzela i płuca oraz serce.Za to, że podczas rozmowy z Tobą, powiąże fakt podawania przeterminowanej karmy z biegunką. Oraz oczywiście za to, że składając wszystkie wiadomości z wywiadu, oraz wynik swojego badania, postawi diagnozę i zaordynuje leczenie
Jeśli oczekujesz wypisania recepty, pamiętaj, lekarz WIE jak ją wypisać. I jeśli ją wypisuje, świadczy Tobie usługę lekarsko- weterynaryjną, a więc wykonuje pracę.
Jeśli leczysz się prywatnie, wiesz, że za wizytę i wypisanie recepty przez lekarza, płacimy od 50 do nawet 200zł. Dlaczego więc oczekujesz, że tę samą pracę, lekarz weterynarii wykona nieodpłatnie?
2. Lekarz weterynarii, posiada odpowiedni sprzęt, do przeprowadzenia badań.
To również nie ulega wątpliwości, że jeśli lekarz inwestuje w rozwój swojej lecznicy oraz profesjonalny sprzęt, ceny jego usług wzrosną. Głównie dlatego, że nie opiera się on na swoim przeczuciu, a na wynikach badań, które w ciągu kilkunastu minut ma na biurku.
3. Leki weterynaryjne są drogie.
Jak wszystkie leki. Niejednokrotnie staramy się znaleźć tańszą alternatywę, ale nie zawsze taniej, będzie równie dobrze. A musimy pamiętać o tym, że przede wszystkim, chodzi nam o dobro i zdrowie Pacjenta i to dla niego dobieramy leki, nie dla portfela jego Opiekuna.To trzy podstawowe kwestie, które budują rachunek, jaki otrzyma Opiekun zwierzęcia.
Ostatnią, jednak tak samo ważną, jak trzy poprzednie, jest to, iż bycie lekarzem weterynarii to zawód, praca. To nasze źródło utrzymania. Jak każdy człowiek jemy, pijemy, ubieramy się, poruszamy różnymi środkami komunikacji. Opłacamy ZUS, podatki, rachunki. Ze swojej pracy utrzymujemy swoje rodziny.
Po prostu żyjemy.
Niejednokrotnie jesteśmy na każde zawołanie. Przyjmujemy pacjentów w nocy, w święta, w niedzielę. Kosztem czasu spędzonego z rodziną. Kosztem wypoczynku. Odbieramy telefony o najdziwniejszych porach dnia i nocy.
Jesteśmy dla Was i Waszych podopiecznych. Słuchamy o Waszych problemach i przeżywamy je razem z Wami. Do upadłego walczymy o swoich Pacjentów. A nieraz musimy także zakończyć życie Waszych ulubieńców.
To ciężka i odpowiedzialna praca. Bardzo często obciążająca i fizycznie i psychicznie.
Idąc do kosmetyczki po nowy manicure- płacimy. Zmieniając kolor włosów i fryzurę u fryzjera- płacimy. Kiedy pęknie rura w łazience- wzywamy hydraulika i płacimy. Kiedy zepsuje się samochód- wzywamy lawetę, mechanika i płacimy. Idąc do lekarza medycyny, specjalisty- płacimy (za wizytę, za recepty, za leki).
Idąc do lekarza weterynarii- targujemy się.
Dlaczego?
Dlaczego wolimy posłuchać sąsiadki, która nie mając żadnej fachowej wiedzy, podaje swoje leki na astmę czy nadciśnienie i jej pies "jeszcze żyje"? Dlaczego wolimy szukać informacji na przeróżnych forach internetowych, zamiast u fachowca? Dlaczego, zamiast od razu udać się do lekarza, dajemy zwierzakowi wszystko, co znajduje się w domowej apteczce, oczekując, że go to uleczy? (UWAGA! Zdecydowana większość leków lub preparatów ziołowych dla ludzi, jest TRUJĄCA DLA ZWIERZĄT!)
Dlaczego lubimy próbować mnóstwa nieskutecznych, wręcz szkodliwych rozwiązań, zamiast zaufać lekarzowi, który jest profesjonalistą w swojej dziedzinie?
Pamiętajmy o tym, że posiadanie zwierzęcia to nie obowiązek. To powinien być przywilej i swego rodzaju luksus. Decydując się na zwierzę, musimy być w stanie zapewnić mu odpowiednią opiekę lekarsko- weterynaryjną, do końca jego dni. Bywają zwierzęta, które w ciągu całego swojego życia, będą się pojawiały tylko na szczepienia profilaktyczne i dożyją szczęśliwie sędziwego wieku. Ale są zwierzęta chorowite, z problemami, których leczenie będzie szło w tysiące złotych.
Czy jesteśmy na to gotowi?
Jedna, podstawowa rada, jak możliwie zmniejszyć rachunek u lekarza weterynarii- lepiej zapobiegać, niż leczyć. Odpowiednia profilaktyka to połowa sukcesu. Szybka reakcja i niebagatelizowanie nawet najmniejszych objawów, to klucz do tego, by wizyty w gabinecie lekarskim, nie ogołociły naszego portfela.
Pamiętaj, lekarz weterynarii wie, jak naprawić Twoje zwierzę :)

Psy:
Pamiętaj o tym, że psy mimo gęstej okrywy włosowej i większej tolerancji na zimno niż my, także marzną.
Jeśli Twój pies jest jednocześnie mieszkańcem Twojego domu/ mieszkania, jedynym wyzwaniem stają się spacery w mroźne lub śnieżne dni. Warto zadbać o to, by czas spędzony na spacerach był dla zwierzaka przyjemnością, a nie przymusem, kiedy brutalnie wydarty spod ciepłej kołderki, musi stanąć na zmrożonym podłożu.
Przede wszystkim, zadbaj o opuszki łap. Te, mimo, że przystosowane do pokonywania kilometrów, wbrew pozorom, są bardzo delikatne. Zimą najbardziej zagraża im zmrożone podłoże oraz piasek i sól, którym są sypane ulice i chodniki.
Podczas mrozów, naskórek opuszek pęka, przez co jest bardziej narażony na urazy. Sól, wnikając w drobne pęknięcia, podrażnia skórę powodując ból i pieczenie. Dlatego, przed wyjściem na spacer, warto zabezpieczyć opuszki naszego pupila przed szkodliwym działaniem mrozu i soli. W tym celu, należy smarować je preparatami, specjalnie przystosowanymi do psich łap. Maści te natłuszczają i nawilżają skórę opuszek, sprawiają, że jest bardziej elastyczna, a tym samym bardziej odporna na mikrouszkodzenia. Preparaty pielęgnacyjne do opuszek łap można nabyć w Gabinecie Weterynaryjnym BORSUK.
Po spacerze, warto jest oczyścić psie łapy. Najlepiej wilgotną ściereczką (gazikiem, wacikiem, gąbką), zmoczoną w letniej wodzie. Należy przetrzeć opuszki łap oraz przestrzenie międzypalcowe. A następnie, delikatnie je osuszyć. Dobrze jest także usunąć kulki, które tworzą się ze śniegu między psimi palcami.
Smarowanie łapek przed spacerem oraz oczyszczanie ich po nim, nie jest czasochłonne, a piesek na pewno będzie nam za to wdzięczny.
Jeżeli zauważyłeś, że psiak dygocze z zimna podczas spacerów, kup mu ubranko. Obecnie jest bardzo duży wybór ubrań nieprzemakalnych, ocieplanych polarami, z kapturami i bez, sweterki, kaftaniki, kurtki, derki… Część psów to piecuchy, ciężko je wyciągnąć z domu nawet wtedy, kiedy potrzeby fizjologiczne domagają się o ich załatwienie. Dlatego, warto takiemu zwierzakowi uprzyjemnić czas wyjścia na zewnątrz. Ubranko może być tutaj strzałem w 10!
Gdy Twój pies jest bardzo kosmaty i przez kilka miesięcy w roku wygląda przez okno w oczekiwaniu na pierwszy śnieg, który uwielbia- spełniaj jego zachcianki. Wychodź z nim często, pozwól bawić się w śniegu. Po powrocie do domu, jedynie delikatnie osusz sierść- będzie mu bardziej komfortowo.
Jeśli posiadasz psa podwórkowego, zadbaj o to, by miał dużą, dobrze ocieploną budę. Buda powinna być przede wszystkim w miejscu osłoniętym przed wiatrem. Musi mieć szczelne ściany i dach oraz odpowiednie ocieplenie z zewnątrz. Dobrze jest, gdy posiada przedsionek. Rozsądnie dobieraj posłanie, które pies ma w budzie- musi być dobrze odizolowane od podłoża.
Jeżeli planujesz sprawić psiakowi posłanie z siana lub słomy, pamiętaj, że jest to doskonałe środowisko bytowania pcheł! Zadbaj więc o to, aby pies był zabezpieczony przeciw tym pasożytom, które nawet w zimie mogą go atakować. A najlepiej, zrezygnuj z takiej wyściółki.
Pamiętaj także, że jedzenie, które podajesz psu powinno być świeże oraz ciepłe (przynajmniej w temperaturze pokojowej). Pokarm powinien być też bardziej kaloryczny niż ten, serwowany psu w cieplejszych miesiącach. Woda bardzo szybko zamarza- o tym również należy pamiętać i zapewnić psu stały dostęp do świeżej (niezamarzniętej) wody.
Zanim zostawisz psa z zimie, na zewnątrz, upewnij się, że jesteś w stanie zapewnić mu godne warunki. W przypadku, gdy to niemożliwe, koniecznie zabierz psa do domu!
Koty:
Wszyscy wiemy, że koty lubią chodzić własnymi drogami i często niestraszne im mrozy i śnieżyce. W przypadku kotów wychodzących, należy zadbać przede wszystkim o to, by w każdej chwili mogły wrócić do domu lub innego pomieszczenia, w którym można się ogrzać, porządnie najeść i wyspać bez obaw o odmrożenie pewnych części ciała. Nie zostawiaj kota na zewnątrz na noc. W nocy temperatura znacznie spada, jeśli zwierzak nie będzie miał możliwości schronić się w ciepłym pomieszczeniu, może być to groźne dla jego zdrowia oraz życia.
Właścicieli kotów domowych ten problem nie dotyczy, ponieważ większość z nich śpi właśnie przy kaloryferach lub kominkach i nie zwraca uwagi na śnieg za oknem.
Ptaki:
Zwierzęta dzikie, nieudomowione. Często przez nas niedoceniane, a tym samym zaniedbywane. Pamiętajmy także o nich. Zimą, te małe stworzenia mają problem ze znalezieniem pokarmu. Warto jest więc zorganizować dla nich karmnik, który stanie się stołówką dla ptaków, a dla Ciebie relaksującym widowiskiem.
Pamiętajmy o tym, że ptaki szybko przyzwyczajają się do tego, że je dokarmiamy, musimy więc robić to regularnie i konsekwentnie. Nasze zaniedbanie może spowodować, że przynajmniej kilka małych ptaszków, będzie bardzo głodnych.
W karmniku powinny się znaleźć: różnego rodzaju ziarna (np. pszenica, proso, słonecznik, kukurydza) oraz owoce- jeśli oczywiście nimi dysponujemy- (suszone: jagody, żurawina, owoce jarzębiny, owoce cisa pospolitego). W przypadku ptaków takich jak sikorki- warto jest podwiesić np. tłuszczową kulę z zatopionymi nasionami. Nie powinniśmy umieszczać w karmniku chleba oraz ziemniaków (spożywane w nadmiarze poważnie szkodzą ptakom!). Absolutnie NIE wrzucajmy do karmnika zepsutych produktów, np. spleśniałych, ponieważ stanowią one poważne zagrożenie dla zdrowia i życia ptaków. Jeżeli będziemy w stanie zapewnić ptakom także dostęp do wody, która nie zamarznie- z pewnością będą nam wdzięczne.

Jest taka piękna, musi coś po sobie pozostawić. Nie, nie będziesz sterylizował. Nie chcesz jej "okaleczać", zapewne ona też ma instynkt macierzyński, marzy o tym, by mieć sześć…osiem…. A może i 12 cudownych, małych szczeniaczków! Rozmawiałeś ze znajomymi, wszyscy chcą szczeniaczki. Już wiesz, że każde ze szczeniąt znajdzie dobry, kochający dom. Podjąłeś decyzję!
>Mamy więc kilka pytań, na które powinien sobie odpowiedzieć dobry i odpowiedzialny właściciel:1. Czy wiesz jak zbudowany jest układ rozrodczy psa? Czym jest szpara sromowa, łechtaczka, gruczoł mlekowy, przedsionek pochwy, pochwa, macica, jajowody i jajniki- gdzie znajdują się i za co odpowiadają te narządy?
2. Czy wiesz, jak przebiega regulacja hormonalna funkcji płciowych u Twojej suczki? Czy wiesz, gdzie produkowane są hormony niezbędne do tego, by samica mogła zajść w ciążę, utrzymać ją, a następnie szczęśliwie urodzić? Czy wiesz, jaką rolę spełnia każdy z nich?
3. Czy wiesz, co to jest cykl płciowy; z jakich faz się składa (tak, cykl płciowy ma fazy i to aż 4!)?
4. Czy wiesz, jakie mogą być wady rozwojowe uniemożliwiające zajście w ciążę, donoszenie ciąży lub poród?
5. Czy wiesz, kiedy Twoja suczka osiągnęła dojrzałość płciową? Jak się ona przejawia i czym różni się od dojrzałości hodowlanej?
6. Czy wiesz, jaki jest odpowiedni czas do krycia?
7. Czy wiesz, że lekarz weterynarii przeprowadza badanie ginekologiczne samicy, która jest przeznaczona do rozrodu?
8. Czy wiesz, że, aby ustalić odpowiedni termin krycia, konieczne są badania cytologiczne i hormonalne?
9. Czy wiesz, że po kryciu oraz w trakcie ciąży, suczka powinna być zaszczepiona przeciw herpeswirozie?(chorobie przenoszonej drogą płciową, która u dorosłych osobników przebiega bezobjawowo, a dla płodów w macicy może być śmiertelna, powodować ich obumarcie lub przedwczesny poród)
10. Czy wiesz, jak dostosować dietę dla suczki ciężarnej (następnie karmiącej) i czym różni się ona od zwykłej diety?
11. Czy wiesz, że w trakcie ciąży konieczne jest wykonanie badania ultrasonograficznego przynajmniej dwukrotnie?
12. Czy wiesz, że badanie USG pozwala określić, czy płody rozwijają się prawidłowo, a RTG, jaka jest ich ilość?
13. Czy wiesz, że w niektórych sytuacjach, suczka może nie mieć szansy na poród fizjologiczny?
14. Czy wiesz, jak długo trwa ciąża u suki oraz jak powinien przebiegać prawidłowy poród?
15. Czy wiesz, że na podstawie badania klinicznego, badań hormonalnych oraz monitoringu ciąży, lekarz weterynarii może zdecydować, że konieczne będzie wykonanie cesarskiego cięcia?
16. Czy wiesz, że cesarskie cięcie planowane, jest bezpieczniejsze dla zdrowia i życia suczki oraz szczeniąt, niż takie, które wykonuje się interwencyjnie?
17. Czy wiesz, że za pomocą bardzo prostego badania, lekarz weterynarii może określić z dokładnością do 24godzin czas rozpoczęcia akcji porodowej?
18. Czy wiesz, że wiele rodzących suczek potrzebuje fachowej pomocy porodowej?
Pytań tego typu można mnożyć bez końca. Jeśli na którekolwiek z nich odpowiedziałeś "nie" lub "nie wiem/ nie jestem pewien", to znak, że zdrowie i życie Twojej suczki, którą przecież kochasz, jest zagrożone!
Ciąża i poród to ogromne obciążenie dla organizmu samicy. Dlatego warto jest zastanowić się wiele razy, czy naprawdę chcemy, by ona miała szczenięta. Niejednokrotnie suczki umierają w trakcie porodu, lub rodzą martwe szczenięta, tylko dlatego, że gdzieś po drodze zabrakło dobrej woli właściciela i wykonania prostego badania w gabinecie weterynaryjnym.
Niejednokrotnie trafiają na stół operacyjny wycieńczone samice, których właściciel oznajmia "rodzi od 3 dni i jeszcze nic nie urodziła, chyba coś jest nie tak".
Jest bardzo nie tak. ŻADEN poród nie trwa tak długo. A ŻADEN odpowiedzialny właściciel zwierzęcia nie powinien patrzeć jak męczy się ono tyle dni. Czy gdyby Twoja żona rodziła 3 dni, siedziałbyś spokojnie przed telewizorem i zerkał na nią co jakiś czas by zobaczyć czy już urodziła, czy jednak zabrałbyś po pierwszych symptomach rozpoczęcia akcji porodowej do szpitala, albo wezwał lekarza? Czy będąc kobietą, matką, wyobrażasz sobie siebie rodzącą 3 dni bez pomocy?
Jeśli nie wyobrażasz sobie tego w stosunku do siebie, to dlaczego tak łatwo przychodzi to w stosunku do zwierzęcia, członka rodziny, kochanej suni, której wspaniałe geny chcesz rozprzestrzenić wśród wszystkich znajomych?
Mamy XXI wiek. Dysponujemy metodami diagnostycznymi pozwalającymi na szczęśliwe rozwiązania. A wciąż wiele zwierząt pada, ponieważ właściciele nie mają świadomości tego, co robią, chcąc je rozmnażać.
Jeśli zatem planujesz dopuścić swoją suczkę do rozrodu, zastanów się, czy jesteś gotów pogłębić swoją wiedzę, przeznaczyć czas na kilkukrotne wizyty u lekarza weterynarii, ponieść koszty związane z badaniami i fachowym monitorowaniem ciąży, ewentualne koszty pomocy porodowej lub zabiegu operacyjnego.
Jeśli nie- nie rozmnażaj!

Pamiętajmy o tym, że udar cieplny jest niebezpieczny zarówno dla zdrowia, jak i życia zwierzęcia. Jak mu zapobiec?
1. Zapewnij swojemu zwierzęciu możliwość skrycia się w cieniu. Nawet najbardziej ciepłolubny zwierz, który uwielbia się "opalać", czasem potrzebuje ochłody. Zadbaj o to, by w każdej chwili mógł wejść do chłodniejszego pomieszczenia lub schować się w cieniu drzew.
W domu, możesz także ustawić wiatrak na poziomie psa. Jeśli będzie potrzebował ochłody, z pewnością z niego skorzysta.
KRÓLIKI, KAWIE DOMOWE (ŚWINKI MORSKIE), SZCZURY, MYSZY, MYSZOSKOCZKI, CHOMIKI oraz inne gryzonie są zwierzętami, które szybko ulegają przegrzaniu. Temperatura ich otoczenia, nie powinna być wyższa niż 24-26 stopni (w zależności od gatunku zwierzęcia). O nie należy zadbać szczególnie. Klatka powinna być ustawiona w takim miejscu, w którym panuje stała temperatura dopasowana do wymagań zwierzęcia. Drobne ssaki bardzo szybko reagują na zmiany temperatury, dlatego NIE WOLNO ustawiać klatek przy oknie, gdzie będą narażone na przeciąg ani w zasięgu wiatraka. Już teraz, zanim lato rozwinie się w pełni, pomyśl, gdzie wtedy będziesz trzymał swojego podopiecznego.
2. Zapewnij mu dostateczną ilość wody.Podczas upałów wszyscy potrzebujemy pić dużo więcej. Tak samo dzieje się ze zwierzętami. Woda powinna być chłodna, ale nie bardzo zimna! Lodowato zimna woda, szybko doprowadzi do zapalenia gardła.
Jeśli wybierasz się z psem na spacer, zabierz ze sobą butelkę wody, by w każdej chwili móc go napoić. Należy pamiętać o tym, że nawet krótki spacer w czasie upałów, może się okazać wyczerpujący dla zwierzęcia. Dlatego zawsze trzeba mieć pod ręką wodę. W sprzedaży dostępne są zarówno butelki turystyczne dla psów, jak i składane miseczki, które zmieszczą się nawet w kieszeni. Warto zaopatrzyć się w taki zestaw.
Nie pozwól psu pić wody z kałuży!Woda w kałużach jest zanieczyszczona przez bakterie i różnego rodzaju pierwotniaki. Wypicie takiej wody może skutkować zatruciem pokarmowym.
3. Podczas wielkich upałów, rezygnuj ze spaceru w pełnym słońcu. Jeśli musisz wyjść gdzieś z psem, wybieraj trasy zacienione, leśne ścieżki. Nagrzany asfalt i chodniki parzą psie łapy. Taki spacer, zamiast przyjemności, przyniesie tylko udrękę. Natomiast przechadzka po lesie, gdzie zawsze jest nieco chłodniej, będzie przyjemna zarówno dla zwierzęcia, jak i dla właściciela.
Mimo wszystko, zachęcamy do spacerów wieczornych, kiedy słońce się już chowa i temperatura powietrza jest o wiele bardziej przyjemna niż w środku dnia.
4. Pozwól mu się wykąpać. Jeśli wybierasz się nad rzekę lub jezioro, w którym woda jest czysta, a Twój pies lubi pływać- pozwól mu. Zabawy w wodzie przysporzą wiele frajdy psu i właścicielowi. Pamiętaj jednak, by w takich miejscach zwracać uwagę przede wszystkim na innych LUDZI. Nie każdemu odpowiada towarzystwo mokrego psa, nie każdy będzie się cieszył, kiedy przy nim psiak otrzepie się z wody, a niektórzy mogą wręcz być oburzeni obecnością zwierzęcia w tym samym zbiorniku, w którym kąpią się oni. Wybierajmy więc miejsca w których przebywają właściciele innych psów (to również dobra okazja do nawiązania nowych znajomości) lub bardziej ustronne.
Bardzo ważne jest, by znać głębokość wody! Psy, mimo, iż są świetnymi pływakami, mogą się utopić. Jeśli nie znamy zbiornika, nie należy pozwolić psu do niego wchodzić. Nie należy też pozwalać na pływanie w głębokich rzekach, gdzie nurt bywa zwodniczy i pies może z nim przegrać.
5. Zabierz zwierzę do groomera. Jeśli Twój pies lub kot ma długą, grubą sierść i upały są dla niego nie do zniesienia, możesz go ostrzyc. Pamiętajmy jednak o tym, że sierść to także swego rodzaju płaszcz izolacyjny. W zimne dni nie pozwala na wyziębienie, a w gorące- na przegrzanie. Wykwalifikowany groomer (fryzjer zwierzęcy) ostrzyże zwierzę tak, by było mu chłodniej, ale jednocześnie tak, by nie doprowadzić do poparzenia skóry przez słońce.
Nie należy golić zwierzęcia samodzielnie! Ogolenie do gołej skóry będzie tragiczne w skutkach dla jego zdrowia i życia.
6. NIE ZOSTAWIAJ PSA W SAMOCHODZIE! Doskonale wiemy, jak to jest wsiąść do nagrzanego samochodu. Duszno, gorąco, wszystko parzy. Jeśli wybierasz się na zakupy- zostaw psa w domu. Pamiętaj, że temperatura w samochodzie bardzo szybko rośnie doprowadzając do natychmiastowego odwodnienia zwierzęcia. Ryzyko udaru cieplnego jest wtedy ogromne. Co roku setki psów trafiają do lekarzy weterynarii skrajnie wycieńczone. Uniknij tego- nie zabieraj ze sobą psa/ kota, jeśli wiesz, że będzie musiał zostać w samochodzie.
Prosimy zapamiętać tych kilka rad. Nie ma ich wiele, a na pewno pozwolą uniknąć nieprzyjemnych wizyt u lekarza. Pamiętajmy też o tym, że zwierzęta, podobnie jak ludzie, są podatne na przeziębienia, dlatego schładzanie powinno się odbywać stopniowo. Jeśli korzystamy z klimatyzacji, używajmy jej rozsądnie.

Podloty, to młode ptaki, które opuściły gniazdo, ale nie są jeszcze zdolne do samodzielnego życia- nie potrafią latać oraz zdobywać pokarmu. Wciąż pozostają pod opieką rodziców.
Zdrowy podlot, siedzi cichutko skulony, od czasu do czasu cicho nawołuje rodziców. NIE WOLNO takiego ptaka niepokoić i zabierać do domu/ do lekarza.
Co roku do naszego gabinetu trafia przynajmniej kilka podlotów, głównie tych, znalezionych przez dzieci. Dlatego prosimy rodziców- uczulcie swoje dzieci (i samych siebie). Jeśli widzicie młodego ptaka siedzącego w trawie, najpierw go obserwujcie. Jeśli co jakiś czas przylatują do niego rodzice, nie ma potrzeby się martwić.
Pamiętajmy o tym, że jeśli zabierzemy takiego podlota spod opieki rodziców, mogą oni nie chcieć się nim więcej zaopiekować. Dlatego nie warto w przypływie empatii, pakować ptaka w pudełko po butach i nieść do lekarza weterynarii.
Link do krótkiego artykułu na temat podlotów, wraz z ich zdjęciami.
Kleszcze są pasożytami odpornymi na niesprzyjające warunki środowiska oraz głód. Występują w lasach, na łąkach, polach, nad brzegami rzek i jezior a także w parkach miejskich oraz przydomowych ogrodach. Na swojego żywiciela czyhają na krzewach i roślinach, na spodniej stronie liści oraz gałęziach. Atakują żywiciela dopiero wówczas, gdy ten ściągnie je mechanicznie z miejsca bytowania- np. ocierając się o krzewy podczas spaceru czy zabawy.
Po znalezieniu się na ciele żywiciela- zwierzęcia lub człowieka, kleszcz przez kilka lub kilkanaście godzin spaceruje po skórze w poszukiwaniu dogodnego miejsca, do wczepienia się. Często są to miejsca mało widoczne, a u ludzi nawet takie, które są dobrze osłonięte ubraniem. Ukłucie kleszcza jest bezbolesne, ponieważ jego ślina zawiera substancje chemiczne o działaniu znieczulającym. Po wkłuciu, niezauważony kleszcz może pobierać krew przez 5 do 14 dni!
Okres aktywności kleszczy rozpoczyna się wiosną, kiedy temperatura gleby wynosi 5-7 stopni, a kończy, gdy temperatura powietrza spada poniżej 5 stopni. W ostatnich latach obserwuje się znacznie wydłużony okres aktywności kleszczy. Coraz częściej są one spotykane nawet zimą! Dlatego niezwykle ważne jest, by u naszych psów i kotów, stosować profilaktykę przeciwkleszczową przez cały rok, nie tylko na wiosnę i w lecie.
Najgroźniejszymi patogenami przenoszonymi przez kleszcze są:
Pierwotniaki Babesia (wśród nich najczęściej występujący gatunek B. canis)
Krętki Borrelia burgdorferi
Babeszjoza:
Przyczyną są pierwotniaki Babesia, które zostają wprowadzone do krwiobiegu żywiciela za pośrednictwem kleszcza. Pierwotniaki atakują krwinki czerwone, w których się namnażają, prowadząc następnie do ich niszczenia. Objawy choroby mogą się rozwinąć w ciągu kilku dni po ugryzieniu kleszcza, lub nawet w ciągu kilku tygodni. Do objawów choroby należą m. in.:- Apatia
- Osłabienie apetytu
- Wysoka gorączka
- Bladość lub zażółcenie błon śluzowych
- Wymioty/ biegunka
- Niewydolność nerek i wątroby
- Oddawanie moczu o czerwonym/ brunatnym zabarwieniu
Niejednokrotnie apatia czy spadek apetytu są przez właścicieli bagatelizowane, co niestety daje pasożytowi więcej czasu na sianie spustoszenia w organizmie gospodarza. W następstwie inwazji pasożytów, dochodzi do uogólnionego procesu zapalnego we wszystkich narządach, a w konsekwencji- do ich niewydolności.
Choroba zwykle przebiega szybko, gwałtownie uszkadzając narządy. Dlatego niezwykle ważne jest, aby zwierzę szybko trafiło do lekarza weterynarii, gdzie zostanie mu udzielona fachowa pomoc.
Borelioza:
Powodowana przez krętki Borrelia spp.- bakterie, również przenoszone przez kleszcze. Przeniesienie bakterii ze śliną jest możliwe już po 24- godzinnym bytowaniu kleszcza w skórze żywiciela.Bakterie przenoszone z prądem krwi, umiejscawiają się we wszystkich tkankach organizmu, powodując z czasem powstanie procesów zapalnych.
Objawy zakażenia rozwijają się w ciągu 2- 5 miesięcy, należą do nich:- Gorączka
- Brak apetytu
- Apatia
- Powiększenie węzłów chłonnych
- Zmienne kulawizny
Dodatkowo w ciągu 1-3 tygodni po ukąszeniu, w miejscu, gdzie przebywał kleszcz może pojawić się czerwony, bolesny obrzęk. Taki stan również wymaga leczenia, gdyż jest wczesnym objawem zakażenia.
Borelioza jest chorobą przewlekłą. Terapia odpowiednimi antybiotykami trwa kilka tygodni. Nieleczona, prowadzi do bolesności stawów oraz powikłań neurologicznych i kardiologicznych.
Pamiętajmy, że lepiej zapobiegać niż leczyć. W gabinetach weterynaryjnych znajduje się szeroka gama środków, chroniących nasze zwierzęta przed pasożytami zewnętrznymi. Każdy znajdzie coś odpowiedniego dla swojego zwierzęcia. W zależności od tego, co preferuje właściciel, można zastosować: obrożę, preparaty w spray'u, prepraty typu spot- on (kropelki na kark) lub tabletki. Bez względu na to, jaki preparat wybierzemy, należy pamiętać o regularności jego stosowania. Jedynie stała profilaktyka ma sens
Zima była kiepska, wiosna powoli się rozkręca, a kleszcze harcują w lasach, na polach i w parkach. Jeśli jeszcze nie zabezpieczyłeś swojego czworonoga, zrób to jak najszybciej!
Pamiętajmy też, że niezwykle ważne jest prawidłowe usunięcie kleszcza, który zdążył się już wbić w skórę żywiciela. Nie róbmy tego na własną rękę, gdyż podczas nieprecyzyjnego wyciągania pasożyta, możemy spowodować u niego wymioty (przez co więcej patogenów i toksyn dostanie się do organizmu żywiciela) lub pozostawić tkwiący w skórze aparat gębowy. Jeśli zauważycie kleszcza u swojego podopiecznego, odwiedźcie lekarza weterynarii- on fachowo usunie pasożyta, udzieli pomocy lekarsko- weterytnaryjnej oraz poleci odpowiedni preparat profilaktyczny, by zapobiec kolejnym inwazjom.
Pasożyty zawsze są czymś złym, przed czym trzeba bronić zarówno swoje zwierzę, jak i samego siebie.
Co najczęściej atakuje naszych podopiecznych i jakie mogą być konsekwencje takiej inwazji- postaramy się wyjaśnić w tym i kolejnych artykułach.

Pchły
To małe, bezskrzydłe owady, żywiące się krwią. Dorosłe formy przebywają głównie na swoim żywicielu- psie, kocie, jeżu, króliku, natomiast jaja i poczwarki znajdują się w otoczeniu (szczeliny podłóg, dywany, przestrzeń pod meblami). Mimo, iż istnieje kilka gatunków sugerujących specjalizację pcheł w danym gatunku żywiciela (pchła psia, kocia, ludzka), nie są to pasożyty wybredne. Dlatego na każdym zwierzęciu, możemy znaleźć jednocześnie kilka gatunków pcheł, a także my- ludzie, jesteśmy potencjalnym żywicielem dla pasożytów bytujących na naszych podopiecznych. Pchła żyje bardzo krótko- od tygodnia do trzech tygodni, jednak w czasie swojego życia, codziennie składa około 20 jaj, z których przy korzystnych warunkach środowiska, już po kilku dniach wylęgają się następne pasożyty.
U zwierząt, które nie są uczulone, ugryzienia powodują świąd, który często (niesłusznie) jest uważany przez właściciela za coś normalnego. Dlaczego powinniśmy się bać tych pasożytów?
1. Powodują dyskomfort i świąd u zwierzęcia
2. Ich obecność może doprowadzić do wystąpienia reakcji alergicznej określanej jako Alergiczne Pchle Zapalenie Skóry
3. Powodują uszkodzenia skóry, które stają się bramą dla wszelkiego rodzaju bakterii i grzybów, a te z kolei zaostrzają proces chorobowy
4. Powodują anemię u zwierząt, na których bytują
5. Przenoszą różnego rodzaju czynniki chorobotwórcze
6. Są żywicielami pośrednimi tasiemca psiego!!! (a więc zarówno zaatakowane zwierzę, jak i jego właściciel może być narażony na wystąpienie tasiemczycy)
7. Atakują ludzi, rozmnażają się w domach
8. Zwierzęta zaatakowane przez pasożyty są źródłem infestacji dorosłymi pchłami dla innych, zdrowych zwierząt
9. W przypadku, gdy inwazja jest niewielka, pchły są właściwie niewidoczne (dobrze ukrywają się pośród grubej sierści), prędzej możemy zobaczyć ich odchody na skórze i sierści zwierzęcia niż dorosłą pchłę
Jak się ustrzec przed inwazją pcheł?
Przede wszystkim należy zapewnić odpowiednią profilaktykę przeciwpchelną naszym podopiecznym. W gabinetach weterynaryjnych znajdziemy szeroką gamę produktów dla psów i kotów, które pozwalają na odpowiednie zabezpieczenie zwierząt (krople typu spot- on, płyny, obroże, tabletki).W zależności od tego, jaki produkt wybierzemy, należy pamiętać o tym, że nie wystarczy jednorazowe podanie. Jedne z nich działają kilka tygodni, inne kilka miesięcy. Aby zwierzę było odpowiednio zabezpieczone, należy regularnie powtarzać zabiegi profilaktyczne oraz utrzymywać czystość i porządek w miejscu, gdzie zwierzę najczęściej przebywa.
Pamiętajmy o tym, że pchły w stadium poczwarek bytują w środowisku zewnętrznym, tuż po przeobrażeniu szukają żywiciela. Nawet, jeśli Twój pies jest typowym kanapowcem, który na zewnątrz wychodzi tylko w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych, również może zostać zaatakowany! Zwykle szczyt wylęgu pcheł ma miejsce w miesiącach wiosennych i letnich, kiedy na zewnątrz jest ciepło i wilgotno. Jednakże, ze względu na zdolność przetrwania poczwarek w środowisku zewnętrznym nawet do 6 miesięcy, ataki mogą mieć miejsce także w zimie, jeśli poczwarki zadomowią się w naszych podłogowych szczelinach, drewnie suszącym się przy kominku lub psiej budzie.Jeśli zauważymy pchły na swoim podopiecznym, nie należy tego bagatelizować. Pamiętajmy, że stadia rozwojowe pcheł mogą się ulokować w naszym domu! Aby pozbyć się problemu należy:

- Odpchlić wszystkie zwierzęta mieszkające w domu, nawet, jeśli pchły widzimy tylko na jednym z nich
- Wyprać w wysokiej temperaturze posłania zwierząt
- Zabezpieczyć dom preparatem przeciw tym pasożytom
- Na przyszłość pamiętać, o regularnej profilaktyce dla naszych zwierząt
Pchły są zawsze niepożądanymi gośćmi w naszym domu i sierści naszego psa czy kota. Należy bezwzględnie z nimi walczyć mając na uwadze to, że są źródłem zarazków groźnych dla zwierząt i ludzi.
Choroby powodowane przez pchły (powikłane Alergiczne Pchle Zapalenie Skóry, tasiemczyca, choroba kociego pazura), wymagają długotrwałego leczenia.
Lepiej zapobiegać niż leczyć, a zapobieganie inwazji pcheł to jedna z najmniej skomplikowanych metod profilaktyki.
Zachęcamy gorąco do regularnych odwiedzin w gabinecie weterynaryjnym oraz stosowania preparatów odstraszających pchły.
Czyli o tym, co może mieszkać w naszym psie/ kocie, jakie są tego konsekwencje oraz jak sobie z tym wszystkim poradzić.
Bardzo często, gdy pytamy klientów, kiedy pies/kot był odrobaczany, słyszymy "on nie ma robaków". Skąd Właściciel o tym wie? Prawdopodobnie nie zauważył, by zwierzak wydalał żywe, wijące się pasożyty. Nie znaczy to jednak, że zwierzę nie jest zarobaczone.
Pamiętajmy o tym, że oocysty (jaja) pasożytów, z których rozwijają się kolejne, przenoszone są głównie przez odchody zwierząt. Wraz z odchodami trafiają na trawę, ziemię, są roznoszone dalej przez inne zwierzęta, spłukiwane przez deszcz itd.Pies czy kot, ma z nimi kontakt podczas spacerów (kot podczas polowania na gryzonie) a także, my wnosimy je do domu na butach. Odrobaczenie, czyli podanie odpowiedniego środka leczniczego, ma na celu pozbycie się form dorosłych, bytujących w jelitach naszego podopiecznego. Ważna jest regularność wykonywania takich zabiegów, gdyż z każdego jaja pozostawionego w organizmie żywiciela, rozwinie się dorosły pasożyt.
Co najczęściej atakuje nasze zwierzęta?
Przede wszystkim nicienie (do których zaliczamy glisty psie i kocie, włosogłówki, tęgoryjce, nicienie sercowe) oraz tasiemce. Każdy z tych pasożytów ma inny cykl rozwojowy, dlatego, by się długo nad tym nie rozwodzić, polecamy by zajrzeć na stronę http://www.esccap.pl/pasozyty/ gdzie można się bliżej zapoznać z opisem poszczególnych pasożytów, oraz z ich wyglądem mikroskopowym. W skrócie- pasożyty jelitowe, umiejscawiają się w jelicie i "objadają" żywiciela z niezbędnych do życia składników odżywczych, mineralnych i witamin. Podrażniają śluzówkę jelit, prowadząc do ich zapaleń a w dalszej kolejności, poważnych infekcji bakteryjnych lub, na skutek dużej ilości pasożytów- do niedrożności jelit.
Bardzo często, inwazja pasożytów wewnętrznych, powiązana jest z inwazją pasożytów zewnętrznych- np. pcheł lub wszołów, które są żywicielami pośrednimi tasiemca psiego.
Musimy pamiętać o tym, że inwazja pasożytnicza nie musi wyglądać spektakularnie. Pies nam o tym nie powie i często, bez badania kału, przez dłuższy czas możemy się o tym nie dowiedzieć.Objawy zwykle pojawiają się w przypadku średniego lub dużego stopnia robaczycy i mogą być bardzo niespecyficzne. Należą do nich m. in. chudnięcie, zmniejszony/ zwiększony apetyt, biegunka, stolce z domieszką krwi, wymioty, apatia, powiększenie brzucha, czasem saneczkowanie. Każdy jeden z tych objawów może występować w przebiegu wielu innych, groźnych chorób. W przypadku nicieni sercowych, przebieg choroby może być piorunujący, prowadząc bardzo szybko do zgonu pacjenta- o ich obecności, można się dowiedzieć podczas sekcji zwłok… a nie o to nam chodzi.
Bardzo groźnym pasożytem, umiejscawiającym się w krwinkach czerwonych jest Babessia, powodująca chorobę- babeszjozę. Przenoszona przez kleszcze. Przebieg choroby jest niezwykle szybki, objawy również niespecyficzne (apatia, gorączka, wymioty, biegunka, powiększenie węzłów chłonnych, brak apetytu i pragnienia, krwiomocz). Babessia atakuje głównie nerki i wątrobę, dlatego szybka diagnoza i wdrożenie odpowiedniego leczenia, ma wpływ na życie pacjenta. A przecież można się przed nią uchronić. Wystarczy profilaktyka przeciwkleszczowa….
O pasożytach można pisać wiele. Można się rozpisywać na temat każdego rodzaju i gatunku, ale wtedy artykuł musiałby mieć kilkaset stron. Żeby nie zanudzać Państwa wywodami na temat każdego z nich, odsyłamy do wspomnianej wyżej strony ESCCAP. W kolejnej części przybliżymy nieco negatywne skutki obecności pasożytów zewnętrznych na naszych podopiecznych.
Prosimy pamiętać, że regularna profilaktyka (zarówno odrobaczanie, jak i badanie kału), jest bardzo niedocenianą metodą walki z wieloma chorobami, które zaczynają się niestety od obecności pasożytów. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Pasożytami wewnętrznymi, możemy się nieopatrznie zarazić od swojego psa/ kota. Starajmy się do tego nie dopuścić
Aby zadbać o zdrowie swojego podopiecznego, a także swojej rodziny, pamiętajmy, by odrobaczać zwierzęta regularnie, co 3-4 miesiące. W przypadku zwierząt polujących (koty), może być to konieczne nawet częściej. Zawsze należy jednocześnie odrobaczać wszystkie zwierzęta mieszkające pod jednym dachem, na jednym podwórku. Nie bójmy się tego. Pasożyty są o wiele bardziej straszne, niż zakup środka na odrobaczenie.

Na jakie pytania, należy sobie odprowiedzieć, przed przyprowadzeniem do domu zwierzęcia?
1.Czy mamy odpowiednio dużo czasu, by zająć się młodym zwierzęciem, uczyć je, wychowywać, zapewnić odpowiednią dozę zabawy i uwagi.
2.Czy posiadamy odpowiednie warunki by zapewnić mu godne życie (między innymi, czy nie chcemy wprowadzić psa wielkości niedźwiedzia do kawalerki)
3. Czy jesteśmy odpowiednio wyedukowani, w kwestii gatunku, jaki chcemy nabyć/ adoptować? Ma to ogromne znaczenie, szczególnie, jeśli marzy nam się zwierzę egzotyczne (do tych zaliczamy chomiki, kawie domowe- do niedawna zwane świnkami morskimi, węże, jaszczurki, szynszyle, koszatniczki, burunduki i wiele wiele innych). Każde zwierzę ma inne wymagania i preferencje życiowe. Dlatego, przed nabyciem pupila, powinniśmy zasięgnąć fachowej wiedzy na temat utrzymania, żywienia, opieki. Niestety, bardzo często właściciele zwierząt egzotycznych wykazują się skrajną niewiedzą na ich temat, co ma tragiczne skutki dla zdrowia oraz życia zwierząt. Pamiętajmy, by takie decyzje podejmować odpowiedzialnie. W przypadku psów czy kotów, sprawa wydaje się być nieco prostsza…. Wydaje się. Mimo, iż są to gatunki bardzo popularne, nadal wielu właścicieli nie potrafi poradzić sobie z opieką nad nimi.
4. Czy jesteśmy w stanie zapewnić zwierzęciu odpowiednią opiekę weterynaryjną? To jedna z ważniejszych kwestii, jakie musimy mieć na uwadze decydując się na przygarnięcie zwierzęcia. Zwierzęta wymagają wielu zabiegów profilaktycznych, kosmetycznych a często także leczniczych. Musimy dowiedzieć się czy w okolicy przyjmuje lekarz weterynarii, zajmujący się danym gatunkiem (jest to niezwykle ważne, ponieważ nie każdy lekarz weterynarii, potrafi udzielić pomocy gadom, rybkom, ptakom, królikom czy gryzoniom). Pamiętajmy też, że pies czy kot, również potrzebuje odpowiedniej opieki. Musimy być gotowi na to, by zwierzę zawieźć do gabinetu weterynaryjnego, ponieważ nawet lekarz oferujący wizyty domowe, nie jest w stanie przeprowadzić pewnych zabiegów (badanie krwi, badanie USG, RTG, zabiegi operacyjne) w naszym domu czy ogródku.
5. Czy zwierzę nie będzie stanowiło zagrożenia dla innych, przebywających już w naszym domu, lub dla domowników lub przeciwnie- czy nie będzie przedmiotem ataku dotychczasowych mieszkańców naszego domu?
6. Czy jesteśmy w stanie zapewnić mu odpowiednią opiekę podczas urlopu? Co roku w okresie wakacyjnym, setki psów i kotów są porzucane na drogach, w lasach, przywiązywane do drzew. Nudzą się lub przeszkadzają w letnim odpoczynku. Biorąc psa, kota, czy inne zwierzę pod swój dach, stajemy się za nie odpowiedzialni, dlatego też odpowiedzialnie trzeba planować swoje wyjazdy wakacyjne. Jeśli nie możemy zabrać zwierzaka ze sobą, musimy rozważyć jego pobyt w hotelu dla zwierząt lub pod opieką innej osoby. Pamiętajmy, że zwierzęta, szczególnie psy i koty, bardzo przeżywają rozłąkę z właścicielem. Jeśli więc jest ona konieczna, zróbmy wszystko, by nasz podopieczny, czuł się w tym czasie, możliwie jak najlepiej.
7. Czy stać nas na posiadanie i utrzymanie zwierzęcia? Ostatnia, ale jedna z ważniejszych kwestii, jakie powinniśmy rozważyć. Kupno zwierzęcia to nie jedyny wydatek. Potem czeka nas zakup odpowiedniej karmy, środków czystości, preparatów przeciwpasożytniczych, wizyty w gabinecie weterynaryjnym. Pamiętajmy o tym, że nie zawsze cena utrzymania i leczenia zależy od wagi i nie zawsze im mniejsze zwierzę, tym taniej. Pamiętajmy, mając na uwadze punkt 4., że zwierzęta egzotyczne, nawet maleńkie chomiki, wymagają niezwykle specjalistycznej wiedzy ze strony lekarza a także specyficznego leczenia. Dlatego, decydując się na chomika, szczura, króliczka, musimy wiedzieć, że niejednokrotnie, cena leczenia go, przekroczy cenę nabycia owego zwierzaka.
Jeśli na każde z powyższych 7 pytań odpowiedzieliśmy "TAK", możemy głębiej zastanowić się nad tym, jakie zwierzę powinno zamieszkać w naszym domu.

Ptaki to wbrew pozorom mądre zwierzęta, wiedzą, jak przetrwać. Nie zmienia to jednak faktu, że zima potrafi być dla nich zabójcza. Dlatego gorąco zachęcamy do dokarmiania ptaków.
Kilka wskazówek jak to robić:
1. Dokarmianie ptaków powinniśmy zacząć już jesienią (na początku listopada), ale jeszcze nie jest za późno. Mrozy dopiero się zaczynają. Może zejść kilka dni, zanim skrzydlaci mieszkańcy naszych ogrodów zapoznają się z nową stołówką, więc nie zniechęcajmy się, jeśli na początku karmnik będzie świecił pustkami. Na pewno do niego niebawem trafi jakiś ptasi głodomór.
2. Jeśli już podjęliśmy decyzję o dokarmianiu ptaków, należy być konsekwentnym. Dokarmiane zwierzęta, z powodów oczywistych, robią się bardziej leniwe i mniej samodzielne. Jeśli nagle przestaniemy je karmić, nie poradzą sobie z szukaniem pokarmu. A dodatkowo, z pewnością będą zawiedzione, że zamknięto ich nową stołówkę. Tak więc jeśli chcemy pomóc, pomagajmy przez calutką zimę, codziennie zostawiając pokarm.
3. Aby karma nie uległa zepsuciu, dobrze jest wysypywać w karmniku niewielkie porcje, kilka razy dziennie. Jeżeli karma z poprzedniego dnia zostaje- oznacza to, że sypiemy jej za dużo i ptaki nie są w stanie już jej zjeść. Jeśli natomiast, przy popołudniowej kontroli karmnika, okaże się, że jest on pusty- warto dosypać nieco ziaren.
Pamiętajmy o tym, że ilość spożywanego pokarmu często zależy od pogody. W bardzo mroźne i śnieżne dni, ptaki będą zdane tylko na naszą pomoc. W te bardziej pogodne, kiedy będzie odwilż, mogą się stołować także poza naszym karmnikiem.
Kiedy już poznamy "swoich" ptasich gości, będziemy wiedzieli, ile karmy potrzebują.
4. Dobrze jest zapewnić ptakom dostęp do świeżej wody. W tym celu, w pobliżu karmnika możemy ustawić płytką miseczkę. Pamiętajmy jednak, że w mrożne dni ona zamarza, dlatego konieczna będzie kontrola i wymiana wody na taką, by ptaki mogły z niej korzystać.
5. Sprzątajmy stołówkę! regularne czyszczenie karmnika (zarówno z resztek pożywienia, jak i odchodów) będzie zapobiegało rozwojowi i przenoszeniu chorób przez ptaki. Dbajmy o to, by mogły się posilić w czystym i zdrowym miejscu.
Ptaki najlepiej karmić mieszankami ziaren i zbóż przygotowanymi specjalnie dla nich (dostępne w naszym Gabinecie oraz w sklepach zoologicznych). Można dorzucić trochę płatków zbożowych (tych bez smakowych dodatków cukru i soli), kaszy (jęczmiennej, gryczanej), ryżu- te ostatnie oczywiście mogą być w formie suchej. Wysoce pożądane są owoce dzikorosnących roślin: bzu czarnego, jarzębiny, głogu, dzikiej róży. Można dorzucić trochę okruchów pieczywa, jednak pamiętajmy, że nie może być to podstawa ptasiej diety- nadmiar białego pieczywa szkodzi ptakom. Przy bezmroźnej zimie, możemy ptakom urozmaicić dietę o pokrojone w kosteczkę świeże owoce takie jak jabłka, banany, gruszki.
NIE PODAJEMY: zepsutych pokarmów! należy bezwzględnie wykluczyć spleśniały chleb, zepsute owoce i nasiona. Pamiętajmy, że nieświeże jedzenie szkodzi każdemu. A nam przecież chodzi o to, by pomóc.
Dokarmianie ptaków, poza tym, że będziemy mieli poczucie spełnienia dobrego uczynku wobec zwierzaków, może przynieść nam wiele korzyści. Przyzwyczajone ptaki będą wracały do "stołówki" nie tylko zimą, ale także na wiosnę i latem. A jeśli zadomowią się w ogrodzie, będą uprzyjemniały nam dni wesołymi śpiewami.
W Gabinecie BORSUK, dostępne są specjalnie przygotowane mieszanki ziaren zarówno do wysypania w karmniku, jak i w formie kul, które możemy zawiesić np. na drzewach, krzewach lub balkonie.
Zachęcamy do dokarmiania ptaków. Może to być świetna okazja do podglądania ich zachowań oraz poznania gatunków zimujących w Polsce.